Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli c.d.n. w czwartą rocznicę wiejskich przygód W. i Z.
No to zaczynamy z pierwszym raportem wiejskim w tym roku. Aż strach pomyśleć, że prawie 4 miesiące mnie tam nie było!
W piątek urwałam się wcześniej z pracuni, a W. nieprzyzwoicie punktualnie pojawił się przed budynkiem rzeczonej razem z mini arboretum na pace i zestawem: Kredka+Pepe+Kicia na tylnej kanapie. Kredka i Pepe nie mogli początkowo dojść do porozumienia w sprawie lokalizacji na siedzeniu, co skutkowało parokrotnym splątywaniu się smyczy i koniecznością odwijania towarzystwa podczas zatrzymań na światłach.
Wyjechaliśmy z Warszawy bez przeszkód i przemierzaliśmy województwo mazowieckie przy całkiem ładnej pogodzie. W. zarządził popas przy hotelu Chrobry, gdzie sam udał się na posiłek i kawę, a ja postanowiłam wyprowadzić psy. Nie od razu udało się poskromić upiorny duecik, najpierw zostałam owinięta smyczami na kształt baleronu, dopiero po kilku minutach jakoś dało się ruszyć.
Przechadzka trwała dopóki W. nie wrócił niosąc dla mnie w styropianowym pojemniku do dań na wynos zwanym laptopem pierś z kury z grilla z sałatą lodową oraz kawę. Co prawda w tekturowym kubku, ale całkiem smaczną.
Z zakupów zrezygnowaliśmy, postanowiliśmy przetrwać do jutra na wiktuałach zabranych z domu.
Dojechaliśmy wieczorkiem, jednak mimo zmroku potworny nieład na podwórku widać było jaskrawo.
No cóż. Pozostałości po budowach różnych, pracach konstrukcyjnych małej architektury ogrodowej oraz normalny śmietnik bytowy występujący tam, gdzie choć przez kilka dni stacjonuje W. sam (ewentualnie z Kredką) trzeba będzie sukcesywnie sprzątać.
W domu +6C , więc jak zwykle o tej porze roku pobyt zaczęliśmy od rozpalenia w piecach. Zapobiegliwy W. przygotował stosy drewna, więc już po chwili z płyty kuchennej zaczęło promieniować przyjemne ciepło. Przy Radiu Lublin rozpakowywaliśmy graty, gotowała się woda na herbatę, Kredka i Pepek zniknęli w terenie. Pojawili się po pół godzinie zadowoleni, więc uznałam Pepek jakoś nauczy się wiejskiego życia.
W. zmęczony po całym dniu i po 3 godzinach za kółkiem wyciągnął się na kanapie z gazetą. Futrzasta Rodzina Addamsów nie dała mu jednak spokojnie poczytać.



Ale po jakimś czasie usłyszałam melodyjne chrapanie, więc jak widać można się jakoś pogodzić co do powierzchni niezbędnej do spania.
Około 22.00 przy 13 stopniach w kuchni uznałam, że chyba należy pójść spać. Wciągnęłam zgniłozielony dresik a la Ferdek Kiepski, grube skarpety w norweski wzór, umyłam zęby i wlazłam pod kołdrę. W. akurat się ocknął i przejął wartę przy piecach.
Ja padłam nieodwołalnie. Ale powstałam rankiem, od którego rozpocznę c.d., który jak wszyscy się domyślają n.


  PRZEJDŹ NA FORUM