Rozmowy przy kawie (36)
Nie żyję! Poległam, bo umarłam ze śmiechu
Uwaga, kto przypadkiem nie siedzi, niech lepiej usiądzie.
Od rana kilka razy przypominałam uprzejmie mężowi, żeby naprawił ogrodzenie, w którym Lars znalazł małą lukę i powiększył ją, żeby wymykać się poza ogrodzenie. Zrobiłam tam to i owo, żeby to prowizorycznie zabezpieczyć, ale jest to niewygodne miejsce, w którym siatka jest przypięta do muru domu i zwyczajnie nie miałam dość siły, by siatkę dostatecznie mocno naciągnąć i przypiąć. Mąż przyjechał wczoraj wieczorem, dziś wieczorem wyjedzie, może to zrobić tylko dziś.
Mój mąż, płeć męska, czyli, wiadomo, dorosły inaczej, grał sobie dziś w grę komputerową (uwaga pan zielony ) o agencie 007. Pytam: Grasz w Bonda?? ( lol ) "Aaa... tak sobie zacząłem grać, żeby sobie zobaczyć, jaka to gra..." ( lol )
Uhm, rozumiem ( lol ) ale zajmiesz sie tym ogrodzeniem zaraz, dobrze? "Tak, tak, zaraz to zrobię".
Dwie godziny poźniej.
Kochanie, czy możesz zająć sie tym ogrodzeniem?
"Tak, tak, zaraz się tym zajmę".
Wzięłam głęboki odech. Nie pomogło. Wzięłam drugi, trzeci... przez dłuższą chwilę pooddychałam sobie głęboko...
Podchodzę do męża od tyłu, nachylam mu się do ucha i cichym, gorącym, namiętnym głosem mówię: Ochchch, James... James, potrzebuję cię... ( lol )
Wyprostował się, wstał i poszedł naciągnąć siatkę.







  PRZEJDŹ NA FORUM