Rozmowy przy kawie (35)
Ba, żeby to było takie łatwe.
Ostatnio zdaję sobie sprawę jak bardzo się wycofuję z życia. I tu pójście gdziekolwiek po cokolwiek jest ... awykonalne. Ze wstydem przyznam, że w święta nie byłam w kościele. Nie poszłam ze strachu przed ludźmi. Nienawidzę ludzi , gapiących się i oceniających. Choćby w mojej głowie. Nie chodzę w niedzielę na mszę , bo za dużo ludzi. Chodzę w poniedziałek rano do kościoła na moje spotkanie z Bogiem. Nikogo już nie ma, tylko ja i On.
Uciekam od ludzi i wyjście po taki helping Mesiu dla mnie to kosmos. Tu jest mi się do tego łatwo przyznać, więc piszę. Ale tak na żywca? Nie wiem.
Z jednej strony zazdroszczę ludziom tych spotkań, życia w skupisku , mi by chyba pasowała chata pod lasem z dala od wszystkich. Ostatnio jeszcze dostałam w nos dość ostro, od osoby którą uważałam za przyjaciółkę , prawie siostrę. Okazało się ,że to co ja uważam, to nie jest z jej strony. Wiecie, ja dużo gadam, wyrzucam z siebie i wtedy potrafię rozgryźć problem, nazwać go, widać to po moich wpisach, dużo gadam o sobie. Pomaga mi to . Nie wymagałam tego samego z drugiej strony, nigdy, uważam ,że każdy ma swoją granicę prywaty i nigdy się nie ładuję za nią. Kiedy usłyszałam ,że jest problem, kiedy martwiłam się ,że jest z tym sama, zostawiłam wszystko , co w grudniu dla mnie jest kosmosem i pojechałam do niej. Najpierw się okazało ,że przeszkadzam, potem ,że "co mnie to obchodzi", nie pytam o szczegóły, pytałam o całokształt.Przecież sama napisała mi sms że ma problem.
Urwał , poryczałam się , ale w domu. Uświadomiłam sobie jak dla kogoś , kto znaczy dla mnie tak dużo , ja znaczę ... nic. I tu jest to co pisałam Pat do Ciebie wcześniej - "nie przejmuj się rolą i tak cię wypie..ą" Obiecałam sobie , że nie będę się tym przejmować. Mam ważniejsze sprawy. Moje Dzieci , moją Rodzinę.
Amen.
Tyle mojej spowiedzi, wracam do pracy, co będę się mazać.


  PRZEJDŹ NA FORUM