Rozmowy przy kawie (35)
I po świętach. Przeżyliśmy. Łapmy oddech bo za chwilę Sylwester. pan zielony
Sprawa stara jak świat. Okres okołoświąteczny i same święta to wysyp urazów [ PPD włażące na drabinki, stoły, stołki, tnące się naostrzonymi nożami, skalpujące w mikserach, poparzone, połamane ].
Również mężowie PPD gonieni do prac, które wykonują " jest taki dzień tylko jeden raz do roku ".
A psychika ? Katują nas od połowy listopada wizerunkiem spójnej, szczęśliwej, zdrowej, niebiednej, zgodnej rodziny przygotowującej święta.
Czujemy wręcz przymus, by być jak oni.
Tak się kochać, tak się cieszyć, tak ramię w ramię. Czy chcemy czy nie w mózgu zapisuje się ideał do którego będziemy dążyć.
A potem jest jak zawsze. Bo cudów nie ma , życie nie zmieni się nagle na te 3 dni.
Jedni mają doła, bo jednak nie jest jak zaplanowali, inni poczucie winy, że nie są rodziną z obrazka, jeszcze inni czują , że zawiedli.
Ci uciekający w pracę nie potrafią wpisać się w świąteczny landszafcik, zmęczeni marzą o odpoczynku, wszystkim zas wydaje sie, że inni sprostali zadaniu i stali sie rodzinami idealnymi.

Do tego podła pora roku, podła pogoda, dużo jedzenia, alkohol, niezwykłe ożywienie skutkujące póżniej " przekłutym balonem " i mamy receptę na malutką depresję . Ale to minie.
pan zielony


  PRZEJDŹ NA FORUM