Rozmowy przy kawie (34)
Bea, przecież ja nie generalizuję ani w jedną ani w drugą stronę.
Przykład pani dałam dlatego iż była to wiotka, mała kobietka z równie drobnym dzieckiem.

Przez dwa lata i ona i on zmienili się bardzo. Zakładając choroby mamy, której wypowiedzi nie jestem w stanie zweryfikować, zatem wierzę jej na słowo, trudno mi uwierzyć , że równolegle, na te same choroby zachorował syn. Prócz tego ma zaniedbane zmiany kręgosłupa i koślawośc kolan.
Ma niecałe 14 lat i pewnie z 15 kg nadwagi. Ja nie interesuję się plotkami z życia gwiazd ale problem zaczął się, gdy partner poznał młodsza panią i odszedł.

Myślę, że mama zajadała stres, on czuł się winny , jak każde dziecko w tej sytuacji , więc dołączył do mamy,
zaczął bywać z mamą na salonach jako mężczyzna u boku, to drugi poważny błąd.
Zapewne był pocieszycielem, jedynym skarbem, co ograniczyło kontakt z rówieśnikami.
Twierdzę, że jest zaniedbany, w tym przypadku nie oznacza to głodu, biedy i braku zabawek.
Jest po prostu odpowiedzialny za biedną mamę, utożsamia się z nią, pilnuje jej nastrojów.
A mama skupia się na własnych odczuciach i nie widzi zmian w dziecku.
Nie śledzę ich zycia. Czasami coś mi zapada w pamięć, w tym wypadku przeraził mnie wygląd dziecka.
Tak jak historia powtórzona przez pewnego aktora.
Są kampanie na rzecz adopcji psów.
W jednym roku pan opowiedział historię swego psa znalezionego na stacji benzynowej. Zdjęcie pana i psa.
Zapamiętałam, bo się wzruszyłam.
W następnym roku ten sam pan, ten sam pies i historia, jak odebrał tego psa dwóm pijaczkom, którzy chcieli go sprzedać za pół litra a jak nie, to wyrzucą do kosza.

Wersje są różne i pewnie na tym nie koniec.

A konkluzja taka, że wkładanie do jednego worka chorych, zdrowych, leniwych, zaangażowanych jest krzywdząca dla wszystkich.
Więcej spokoju i dla każdego jego osobisty worek.







  PRZEJDŹ NA FORUM