Rozmowy przy kawie (34)
Żądanie braw oczko było oczywiście żarcikiem, bo wygłosiłam mówkę jakby conajmniej ktoś siedział i chciał słuchać oczko lol


No, właśnie , przenikliwość. Podstawa wszelkiego precyzyjniejszego poznania.

Absolutnie nie jest to jakaś uwaga krytyczna, żeby było jasne, ale chciałam jeszcze coś powiedzieć "w temacie" odczytywania przyczyn ludzkich "sytuacji".
Otóż, jest takie zjawisko, które nazywane jest potocznie skrzywieniem zawodowym. Mówi się o nim lekko i zwykle z przymrużeniem oka, ale ono ma też całkiem poważny sens. Mianowicie nierzadko jest tak, że ktoś, kto uprawia daną profesję, widzi cały świat głównie przez pryzmat tej profesji. Biologowi zwykle na pierwszy plan wysuwają sie fakty biologicznie , lecz pomija psychologiczne, fizykowi fizyczne, zewnętrzne, a pomija te ukryte, niemierzalne, psychologowi natomiast wysuwaja sie te psychologiczne...
Jeśli chcemy zrozumieć człowieka, to oczywiście potrzebujemy do tego między innymi psychologii, ale ... Psycholog kliniczny czy psychiatra właśnie ma taką tendencje, by każde zaobserwowane zjawisko interpretować jako skutek jakiejś traumy, szkodliwej tajemnicy, własnej lub rodzinnej rzutującej na następne pokolenie. Oczywiście,że tak często jest, jednak nie każde zachowanie, nie każdy wybór, nie każdy przebieg emocji jest "kliniczny" w tym sensie wesoły Jednak skrzywienie zawodowe sprawia, że np. psychiatra czasem próbuje widzieć coś, czego nie ma oczko Miarą "kliniczności" jest właśnie ...kliniczność, a nie sam fakt, że coś jest. To znaczy - problem jest tam, gdzie naprawde jest problem, gdzie zainteresowany człowiek widzi jakis swój problem, tam można i trzeba sie doszukiwać problemu, gdzie widać cierpienie i przede wszystkim, gdzie ta osoba zgłasza swoje cierpienie. Nie każda nasza emocja jest przeciez wynikiem jakichś złych rzeczy. Chodzi mi o to, że ludzie Twojej branży mają często dość katastroficzny obraz świata, we wszystkim, co zobacza u innych gotowi doszukiwać sie ukrytego bólu, efektu traumy z dzieciństwa, rodowej tajemnicy... Czasem jakaś emocja, uczucie, wybór ma też inne podłoże niż tylko psychologiczne, może być wyborem filozoficznym, praktycznym, czy po prostu wynikac z takiej a nie innej wrodzonej konstrukcji osobowości. W myśl chińskiego powiedzenia: "Nie jest nieszczęściem to, czego nie uważasz za nieszczęście". Jasne, że ludzie często nie rozumieją sami siebie, cierpią, ale tak to przed samymi sobą kamuflują, że "nie wiedzą", że cierpią, podczas, gdy stojący obok psycholog to widzi. Oczywiście, że tak bywa i to często, ale ja mam na myśli przesade w psychologicznym patrzeniu na innych tak posunietą, że nawet tam, gdzie wcale nie ma cierpienia psycholog/psychiatra usiłuje je wypatrzeć, bo ma nawyk wyszukiwania problemów, nawet u zdrowych ludzi oczko
No i oczywiście zawsze jest pytanie o definicje normalności. Co to znaczy, że ktos jest normalny? To trudne filozoficzne kwestie, ale juz dobrych pare razy miałam dlugie dyskusje na te tematy ze znajomymi z tych dziedzin. Oj, jak oni sie wiją, gdy ja zadaję TAKIE pytania lol
No i jeszcze to, że nauka cały czas sie rozwija i nie ma czegoś takiego jak gotowa, pewna wiedza w danej dziedzinie. Dam przykład z tych, co to nikomu nie jest obojętny. To tylko przykład, ciekawy, bo dotyczy tzw. "palącego" tematu oczko Częstym "problemem" w terapii małżeństw jest kwestia niewierności. Wiele mozna na temat powiedzieć, wiele pytań zadać, ale ja chce rzucic tylko jeden drobiazg w tej sprawie. Niedawno odkryto, że istnieje coś takiego, co mozna nazwać "genem wierności/niewierności". Chodzi o to, że najprawdopodobniej to, ilu ktoś ma (chce mieć/musi? mieć) partnerów seksualnych jest uwarunkowane genetycznie, a nie psychologicznie. Czyli to nie jest kwestia poglądów, głebokości uczuć, moralności - tylko coś zupełnie podstawowego i w dodatku niezależnego od decyzji. Nauka ma pewnie jeszcze wiele do przebadania w tej sprawie, ale jednak wyobrąźmy sobie, że tak istotnie jest, jest cos takiego jak "gen wierności" i "gen niewierności". I zależnie od tego, z którym z tych genów człowiek sie rodzi, takich dokonuje wyborów w życiu.
A teraz wyobraź sobie, że przez całe długie lata psychologowie prowadzący terapie dla par małżeńskich wkładali całę swoje siły, by "wyleczyć" z niewierności swoich pacjentów lol lol Próbowali wyleczyć psychoterapią z czegoś, co nie jest psychologiczne. To troche tak, jakby próbować robić komuś psychoterapie, żeby przestał mieć 170cm wzrostu oczko To oczywiście tylko przykład, nie ma jeszcze pewności, co to tego rzekomego genu wierności/niewierności, to wciąz jeszcze tylko hipoteza (choć podobno coraz mocniej ugruntowana, ale oczywiście są wokół niej kontrowersje, bo "cnotliwi" oceniacze tego świata juz sie boją, co to będzie, gdy nauka powie, że ma czegos takiego jak moralnośc w tej dziedzinie lol lol ).
Być może tak jest w wieloma sprawami. Ludzie coś tam myślą, buduja na tym jakies systemy wiedzy i wartości, a potem okazuje się, że to były zwykłe bajki.
Czy nie zdarza sie Wam spotykać ludzi, którzy są "jacyś" i nic tego nie zmienia, choćby nie wiem, jakie armaty przeciw temu wyciągać? Właśnie, może oni tacy są i już, bo tacy sie urodzili..?

Oczywiście to wszystko bardzo uproszczone dywagacje i troche z przymrużeniem oka. Niemniej jednak chce powiedzieć, że nie można mieć absolutnego zaufania do żadnej wizji świata ani żadnej opinii z żadnej dziedziny. Taki jest ten świat, że nic pewnego na nim nie ma. Kto szuka pewności, ten sie gubi prędzej niż ten, kto jest gotowy żyć w niepewności (i sie tego nie bać).



...No, a że w różnych rodzinach sa różne tajemnice lub "tajemnice" to oczywiście prawda.
Jeśli takie są i jednocześnie jest jakis problem, który przeszkadza w szczęśliwym życiu, to warto sie jakos z takimi tajemnicami rozprawić. Niekoniecznie przez poznanie ich w sensie dosłownym, zwłaszcza, że to czasem nie jest fizycznie możliwe, ale przez poznanie ich w sensie psychologicznym właśnie.
Tylko, że problemy wewnętrzne wcale nie muszą wynikać z jakichś wielkich tajemnic, często wynikają ze "zwykłych" spraw, tylko, że choć zwykłych, to i tak znaczących dla naszej wewnętrznej kondycji. "Zwykła" akceptacja lub jej brak ma tak zasadnicze znaczenie dla psychiki, że nie trzeba już nic więcej, żadnej tajemnicy, by był jakiś problem, czy to indywidualny czy rodzinny.




Ale walnęłam mówkę, nie?



A, czekajcie, jeszcze chciałam się wymądrzyć... Otóż, wiem po sobie (uwaga, zwierzam się! pan zielony ) - choć to żadne epokowe odkrycie - że nigdy nie jestśmy "gotowym egzemplarzem", całe życie uczymy sie siebie samych. Czasem wydaje sie, że jakis element, jakas częśc naszego życia jest właściwie pełna, jakby zamknieta, że tam już nic nowego sie o sobie nie dowiemy, aż tu nagle dzieje sie coś, co na nowo otwiera ten rozdział i poddaje go na nowo refleksji, przewartościowaniu, czasem w dużym zakresie, czesem tylko w małym, ale jednak okazuje się, że to wcale nie był pewny i całkowicie gotowy element nas samych.
Czasem jest tak, że spotykasz jakąs osobę i to jaka ona jest sprawia, że w tobie otwiera sie coś, co pozornie bylo zamknięte.


Tym, którzy dobrnęli do tego miejsca gratuluje i dziekuje!






(A Matka moja teraz powie: "O, matko! Tej to już nie da się pomóc, to jest ten przypadek, gdy medycyna jest bezsilna, fakt.")


  PRZEJDŹ NA FORUM