Rozmowy przy kawie (33)
Dobra, dzwoniłam do Matki. Od razu mi ulżyło o połowę, bo odebrała, czyli nie leży pod kroplówkami i tlenem, tylko może rozmawiać. Sytuacja jest obecnie w stadium "na dwoje babka wróżyła", jak sie rozwinie, to się okaże.


Wiecie, to jest poważna sprawa. W najlżejszych przypadkach moga wystarczyć leki, w najgorszych życie pacjenta może byc zagrożone, więc wpadłam w popłoch. Matka mnie uspokajała, że to nie nowina, że wiadomo, że różnie może być, ale żebym sie nie martwiła, bo ona liczy, że rzecz, jak to sie mówi, "rozejdzie się".
Zastosowała też swój czarny humor mówiąc, że bez paniki, nic gorszego niż śmierć jej przecież nie spotka pan zielony cool Taaak, nawet sie uśmiechnełam... Może ja nie do końca racjonalnie myśle, za dużo w tym roku sie wydarzyło, żebym była jakkolwiek przygotowana na jeszcze. Właśnie chciałam jej spuścić jakiś wykwintny opieprz za ten żarcik, gdy akurat ją wezwali na badanie i musiała przerwać rozmowę, więc nie zdążyłam.

Matka mówi, nic sie martw, czytaj o tych strunach, to mi potem wytłumaczysz.
Taaaa, jasne, czytaj, jak mi atak histerii minie...













  PRZEJDŹ NA FORUM