| Rozmowy przy kawie (32) |
mariaewa pisze: Ja nie byłam wściekła, kiedy moje dziecko chorowało raz w miesiącu i dusiło sie po przebiegnięciu 20 metrów a inne ganiały cały dzień z gilem do pasa , w cienkim sweterku i nie chorowały. Skupiałam się na tym, by pomóc dziecku wyjść z choroby i pewnej niepełnosprawności. Dziś śpi w lodowej sypialni na obozach przetrwania, nurkuje w lodowatej wodzie, pływa w zimnym morzu, wędruje po górach. Każdy człowiek jest inny. Niedobory natura wyrównuje nadmiarami. Trzeba je tylko odnależć i rozwijać, bez szkodzenia dziecku i otoczeniu. Tylko tyle. Mesiu, no to ja o tym samym, ja owszem bywam wkurzona na los, że mojemu dziecku bywa trudniej, ale walczę z owym losem, a nie rodzicami bardziej przez los uprzywilejowanymi. Idę zapodać dziecku łatwiejszemu pierogi ruskie, bo sobie zażyczyło, argumentując logicznie, że skoro jest chore i nie idzie do przedszkola, to mu się jakieś fory chociaż żywieniowe należą |