Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...
Olu no niestety, nawet w dobrym zdrowiu pierwsza faza to zmiana jadłospisu na taki, który daje ujemny bilans kaloryczny. Czyli spalasz więcej niż dostarczasz. Co wiąże się z wyrzeczeniami, ale innego wyjścia nie ma. I na nic to wciskanie, że tycie to przez łączenie czegoś z czymś, jedzenie niezgodnie z grupą krwi, kolorem oczu, fazą księżyca i diabli wiedzą z czym jeszcze. To bujdy. Podobnie jak mity o "oczyszczających" właściwościach głodówek czy diet jednoskładnikowych. Tak jedząc można się tylko narazić na zaburzenia metaboliczne, hormonalne i zniechęcić do dalszych prób odchudzania, bo po zakończeniu diety-cud kilogramy wracają.

Za to przy racjonalnej diecie niskokalorycznej po uzyskaniu stosownej masy ciała można dołączyć stopniowo pewne produkty, które spowodują, że nasza waga będzie się utrzymywać na stałym poziomie. Czyli już nie musimy chudnąć, a jednocześnie zapobiegamy ponownemu tyciu.
Jednak i w tej fazie pożegnanie na dobre z pewnymi wiktuałami jest nieuniknione. Ale skoro "jestem tym, co jem", to po co sobie zaśmiecać organizm jedząc byle co?


  PRZEJDŹ NA FORUM