Wymarzony Baśniowy Zakątek cz.3


Pati tak, to Gordianka wesoły Niestety, nie mam z nią kontaktu. Widziałam ją na urodzinach Mikołaja dopiero trzeci raz. Gada już pięknie, śpiewa, również po angielsku wesoły



Mesiu Ty miałaś okazję poznać moją najstarszą wnuczkę, a ta jest najmłodsza wesoły Faceta szukałam długo wesoły Jak to mówią, do trzech razy sztuka i się sprawdziło wesoły Więcej szukać nie będę wesoły



Misiu dziękuję, wycałuję jutro tę starszą dwójkę wesoły Kratki zostały kupione gotowe w Castoramie, do tego paliki i kotwy. Mąż to scalił do kupy i róże mają oparcie wesoły Planowanie ścieżek będzie później, jak alpinista na dach wejdzie i zrobi fotkę.



W Baśniowym Zakątku dzieje się sporo, większość dla poprawy estetyki, samopoczucia i wygody. Mamy już podciągnięty światłowód aż pod werandę, więc zimą nie będziemy pozbawieni internetu. Teraz czekamy na kolejną ekipę, która wejdzie z nim pod dach wesoły Przez Tych magików od światłowodów, to przemarzłam okrutnie .... dzień był mokry. Pilnować musiałam, bo wskazałam drogę miedzy roślinkami.... Więc w tym zimnie wymyślałam wszelkie roboty, by mieć ich na oku. Najlepszym było grabienie liści..... Jak już odebrałam prace ziemne i mogłam iść do domu, to się okazało, że prąd zabrali.... to co miałam robić w domu?!



Ubrałam się cieplutko i poszłam pod świerka dużego, dokonać zmian, skoro i tak teren rozorali.... Yogin zyskał więcej terenu, bo zlikwidowałam dwie rabaty, gdzie nic rosnąć nie chciało... Deszcz padał, lecz ja pod gałęziami schowana nie czułam aniołek Poprzesadzałam kwiatki, studzienka pod świerkiem dostała otoczkę z fiołków, gajowca żółtego też podsadziłam pod świerkowe gałęzie, niech się tam rozłazi... O 13:15 poszłam do domu, bo czułam, że przesadziłam z tymi wygibasami pod świerkiem i za chwilę przy kolejnym skłonie już się nie podniosę.... Na szczęście był już prąd.



Pisałam kiedyś, że jesteśmy strasznie narażeni na smród z kloacznego dołu, należącym do gminnej kamienicy. Lokatorzy są oddaleni od niego więcej niż 50m, a my jakieś 20m. Kanalizacji nie mają, tylko noszą to wszystko w wiadrach i wylewają.... za każdym razem jest smród. Nie mówiąc o cotygodniowym wybieraniu przez szajsownicę. Wtedy trzeba okna zamykać, bo nie idzie wytrzymać. Pisałam do administracji, lecz nawet nie otrzymałam zwrotnego pisma, że przyjęli do wiadomości... Więc wysłałam maile do Urzędu Miasta i Sanepidu. Po dwóch tygodniach przed naszą bramą zatrzymał się Eko-Patrol ze Straży miejskiej. Mundurowy człowiek otworzył ich bramę, wjechał na teren. Łaził i robił fotki. My z mężem akurat kawkę w ogrodzie piliśmy. Za kilka dni, jak byłam w pracy, mąż dzwoni, że jak przyjadę, to będzie niespodzianka. Faktycznie, była. W postaci obudowanego dołu kloacznego z zamykaną klapą wesoły To było do tej pory niezabezpieczone niczym!



Jak tak tyrałam porządkując teren pod płotem, to akurat szajsownica podjechała. Pierwszy odruch, to uciekać, bo mnie smród powali i zostanę w tych rabatkach.... Zdziwko mnie wzięło, bo kierowca wyszedł, bramę otworzył i wjechał tyłek na teren.... No więc z zaciekawieniem patrzyłam co będzie dalej... do tej pory stawał na naszej ulicy, pomiędzy bramami, rozkładał długi, śmierdzący wąż i pompował, a my się dusiliśmy. Usłyszałam pompę, nosem pociągam i nic..... no prawie przy siatce stałam.... Zero smrodu. Musiała administracja spory mandat dostać, bo chyba zainwestowali w tabletki.... no nic nie czułam. Skończył i odjechał, a ja mogłam dalej pracować w komfortowych warunkach.



Przez te trzy (prawie, bo rocznica 18 listopada będzie) lata sporo udało się zrobić dla ulicy: latarnie, nawierzchnię i teraz likwidacja smrodu. Zostaje jeszcze ta nieszczęsna brama, która ma ,salunowe' zawiasy i majta raz do środka, raz na ulicę.... zależy jak wiatr zawieje. Jak oba skrzydła są otwarte na ulicę, to jadący samochód musi się zatrzymać, wysiąść, zamknąć i pojechać dalej.....



Teraz będzie o renowacji starych komórek, z czego jesteśmy bardzo dumni. Patrzeć już na te strupy nie mogłam, a są prawie na wprost okna kuchennego, a i z ulicy widać je przez bramę. Dla przypomnienia jak było wesoły



Jak wróciłyśmy z Joasią ze Zlotu od Małgosi, to przybudówka była zburzona, drzwi na nowym miejscu, a dach na ukończeniu wesoły



Dach skończony, rynny założone, zamontowane ciekawe ustrojstwo, do zbierania wody w beczki wesoły




Wycięta jedna strona drzwi, by zwierzaki mogły chować się przed deszczem. W przyszłości zawiśnie w tej dziurze przeźroczysta guma, jak się finanse polepszą wesoły



Teraz remont przeszedł na lewą stronę komórki. To były drzwi do wygódki, która po założeniu kanalizacji została oczyszczona i zasypana. W pierwszą zimę były to nasze 'wygody'. Jedne z dwóch wesoły Drugą była zimna woda w kranie...



Drzwi zostały zdjęte, na ich miejsce zamocowane zostało okienko, znalezione na strychu. Na tej fotce jest na nim kilkunastoletni brud jeszcze wesoły Teraz ta część komórek będzie pasowała do pozostałej, gdzie są właśnie takie okienka.



Wyszlifowana całość przed impregnowaniem



Po nałożeniu pierwszej warstwy impregnatu strasznie 'gryzły' mi się stare drzwi do dwóch komórek..... Zaczęłam kombinować, a mąż słuchał z przerażeniem, bo kolejną pracę wymyślałam....



Wymyśliłam nowe deski na drzwi wesoły




Ja w międzyczasie malowałam stare ramy okienne z werand. Pierwsza, duża, zawisła między nowym okienkiem, a drzwiami do drewutni dla pnącej hortensji. Druga, mniejsza rama poszła jako pergola dla chryzantemy Skandynawskiej. Wewnętrzna ścianka dawnej wygódki została wycięta, światło weszło do powiększonej drewutni wesoły



Tak prezentuje się całość




Teraz należało zrobić miejsce pod hortensję pnącą, więc zaczęło się kucie starej, zdewastowanej wylewki.







Mam nadzieję, że nie wykończyłam Was fotkami wesoły Zdjęcie całości mam jeszcze w aparacie, więc będzie w kolejnym wpisie. Najważniejsze, że kącik 'Pod orzechem' nabrał miłego wyglądu wesoły




  PRZEJDŹ NA FORUM