Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli c.d.n. w czwartą rocznicę wiejskich przygód W. i Z.
Ha! Dziewczynki bardzo szczęśliwy Jak Wy sprytnie wykombinowałyście wesoły No, osunąć to się mogłam w ramiona, ale ze zmęczenia. Żadne inne powody chwilowo nie wchodziły w grę wesoły
Małgoś nie grzesz dziewczyno! Kolejne etapy w domu i w ogrodzie realizujecie i sama widziałam, że efekty są wspaniałe. Nie od razu Kraków i te pe.

Ja wrócę do relacji, choć jak wspomniałam, nie będzie już w niej w zasadzie nic epokowego. Ale skoro ma być po porządku to proszę uprzejmie, oto cz.II czyli ciąg dalszy soboty pod znakiem focha W.
Wobec braku możliwości nawiązania konstruktywnego dialogu, polegającego chociażby na odpowiadaniu pełnymi zdaniami, postanowiłam dokończyć porządki w domu (łazienka w strasznym stanie), a przy tym umiejscowić pod piecem takie coś, co zastąpiło zwykły kawałek blachy leżący do tej pory na podłodze i mający chronić przed wypadającymi tlącymi się kawałkami drewna i iskrami.



Ten iskrownik czy jak o tam zwą, jest żeliwny, ma ładny wytłaczany wzór i mam nadzieję, ze z uwagi na jego głębokość, ewentualne elementy palne nie wylecą na pokój. Jak widać blacha pierwotnie tam założona guzik dawała. Podłoga jest bardzo zniszczona wokół pieca.

Poza tym uczepiłam w łazience nad umywalką ceramiczny kubek do przechowywania pasty, szczoteczek itd, ale zakup w necie nie był udany. Takie coś tandetnego przysłali, ale z braku alternatywy na razie to wisi.Niezbyt prosto zresztą.

Następnie postanowiłam ogarnąć ex-kartoflisko i po raz kolejny je odchwaścić. W nadziei, że to da tyle, iż osiągnę, przejściowo jedynie ale zawsze, stan jako takiego ładu.

Na razie mam tylko zdjęcia pojedynczych egzemplarzy kwiatowych. Całość chyba lepiej widać na zdjęciach niedzielnych.















W. przystąpił do uzupełniania żwirowiska na placyku biesiadnym kilkoma podłużnymi blokami granitowymi, które przywieźliśmy z miasta. Kiedyś wymieniali nam chodnik wzdłuż ulicy i piękne krawężniki, chyba jeszcze przedwojenne, własnie z takich obrobionych bloków chyba pokradli, a w zamian dostaliśmy badziewną kostkę. Mój tatuś kilka cichcem wtaszczył do ogrodu i się uchowały. No i teraz po środku placyku W. ułożył z nich kwadrat wtopiony w żwir.W tym miejsku, gdzie na fotkach widać pękniętą płytę betonową pod stołem.

Przyszedł Michałek Bożenkowy i coś tam zaczęli gadać z W. o uprawie borówki. Michał chyba napalił się na plantację, ale miał stracha przed zbyt dużym areałem. W. z kolei odradzał robienie poletka na 100 krzaków. W końcu uzgodnili, ze pojadą na pole, gdzie potencjalnie miałaby być ta przyszła plantacja i najpierw W. zbada kwasowość gleby.

Posiedzieli jeszcze przed chata i pogadali o ewentualnych perspektywach na biznes rolniczy, Michał teraz pracuje jako kierowca i tyla po 12 godzin, choć oczywiście umowa z pracodawcą była inna.Praca polega na odbiorze przeterminowanych produktów z marketów i odwożeniu ich do utylizacji. W. starał go się namówić na jakiś własny interes z wykorzystaniem ziemi, którą posiada. Jako młody, perspektywiczny rolnik mógłby zdziałać coś na swoim. Ale wszystko wymaga pracy, przygotowań, inwestycji, a borówki chyba go skusiły wysoka ceną skupu wesoły

Następnie W. umówił się z Michałem na pomiar kwasowości na dzień następny i poszedł coś tam sadzić

Ja zgłodniałam i stwierdziłam, że skoro W. nie kwapi się do garów, znaczy się do grilla, to ja sobie coś upitraszę. Miałam pierś z kurczaka, jakieś warzywka i przydziałowego cebularza, którego W. przywiózł mi z Wisznic mimo śmiertelnej obrazy.

W niskim słoneczku na kwiatach pasły się motyle







Obejrzałam sobie owoce czarnego bzu i stwierdziłam, że chyba w tym roku je pozrywam i przerobię na sok.



Kolację spożyłam samotnie, W. przylazł, gdy już skończyłam i wyniósł swoje jedzenie do zgrilowania. Jego nadęcie już mnie zaczęło bawić, poszłam sobie do domu i po kąpieli umościłam się w łóżeczku. jak to zwykle bywa w tym miejscu, niepostrzeżenie zasnęłam. Ale się obudziłam, tyle że była już niedziela, czyli c.d., który n. być może już jutro.



  PRZEJDŹ NA FORUM