Prace renowatorskie
Drugie (albo i trzecie) życie przedmiotów
Dzisiaj rzecz o pewnym zydelku i farbach kredowych.
Od dawna na różnych blogach o renowacji mebli i drugim życiu różnych przedmiotów, czytałam (na ogół w samych superlatywach), o zastosowaniu farb kredowych. Wielokrotnie się do nich przymierzałam, ale cena i konieczność zakupu w internetach-skutecznie mnie odstraszała.
Za sprawą Pati, trafiłam do sklepu z konkurencyjnymi cenami, a że dysponuję chwilowo czasem, postanowiłam zaryzykować.
Zakupiłam zestaw 24 próbników (10ml-maleństwa jak szkolne farby plakatowe), 1l białej Vintage i 250ml wosku postarzającego. Wosk bielący i bezbarwny miałam.



Tak przygotowana, wytarłam wilgotną ściereczką z płynem stary, sosnowy zydelek.
Nawet nie wiem, jakim cudem znalazł się w naszym domu. Ale jest od zawsze, czyli ponad 20 lat.
Długi czas był w domku ogrodnika, potem w spiżarni ze starymi taboretami.
Teraz awansował do roli podnóżka, na którym spoczywa pocięta i zabałwankowana noga.
I to właśnie skłoniło mnie do zmian. W takim kolorze i formie nie pasował mi do odświeżonej kuchni. I najnormalniej drażnił.






Przeszlifowałam symbolicznie papierem ściernym o frakcji 180 wszystkie elementy.
Wytarłam z pyłu i zabrałam się za malowanie.
Pierwsza warstwa i pierwszy błąd.
Farba jest bardzo gęsta i szybko schnie. Wszelkie poprawki niemożliwe.

Blat pomalowałam w modnym ombre, wykorzystując biel i szarości. Tak poszalałam kolorystycznie.
Pozostałe elementy biel vintage.






Kolejna warstwa malowana rozcieńczoną wodą farbą zdecydowanie lepiej wyszła i kryła. Nie zostawały też widoczne ślady pędzla.







Potem przyszedł czas na wosk. Coś mnie tknęło, żeby nie brać postarzającego a wybielający. I to była dobra decyzja. Okazało się, że postarzający w połączeniu z bielą i szarością daje żółtawy odcień, którego nie chciałam.
Nakładałam wybielający wosk dosyć grubo na całą powierzchnię, odczekałam aż się utwardzi i polerowałam bawełnianą szmatką z koszulki Młodego. Całą operację powtarzałam trzykrotnie. Dzięki temu słoje pozostały lekko widoczne. Powierzchnia nabrała lekkiego , dyskretnego połysku i stała się gładka i przyjemna w dotyku. Gdzieś czytałam, że powierzchnia klejąca i gumowata. Nic z tych rzeczy.
Najbardziej zadowolona jestem z siedziska.
Fotki skończonej pracy jutro, bo zastał mnie mrok. A wieczorne zdjęcia nijak się mają do tego, jak naprawdę wygląda stołek.
G. widząc go zasugerował, że może by tak tą farba kuchenne drzwi, znaczy pochwalił...

Moje spostrzeżenia po debiucie z farbami kredowymi (może te z innych firm zachowują się inaczej, no i ja nie mam doświadczenia).
Ważne:
-właściwa konsystencja farby i odpowiedni pędzel,
-taka ilość warstw farby, aż będziemy zadowoleni z efektu (później już trudno coś zmienić),
-całkowite wyschnięcie farby przed woskowaniem (jeśli nie doschnie, będzie się ścierała),
-dokładne woskowanie, aby powierzchnia stała się gładka i jednolita.

Zalety kredówek:
-wydajne,
-możliwość mieszania kolorów i uzyskania różnych efektów,
-możliwość decydowania o fakturze powierzchni przez dobór gęstości farby,
-oszczędność czasu (nie trzeba mebla szlifować),
-szybki efekt końcowy.

Wady:
-cena,
-konieczność kilkakrotnego pokrywania powierzchni (wg mnie nie ma szansy na 1 warstwę i finał),
-błyskawiczne zasychanie farby uniemożliwia poprawki,
-raz nałożona, zbyt gruba albo niestaranna warstwa, będzie się mściła. Uważam, że nie da się tego zakamuflować kolejnymi warstwami lub woskiem.
-szlifowanie wywoskowanej powierzchni w celu zgubienia nierówności malowanej powierzchni nie jest łatwe i można zepsuć całość. No chyba, że ktoś chce uzyskać efekt postarzania.


  PRZEJDŹ NA FORUM