Rozmowy przy kawie (29)
To wmówienie wydaje mi się, ze sięga czasów powojennych - przed wojną studiowało niewielu, dyplom był oznaką prestiżu, ale za nim rzeczywiście kryła się prawdziwa wiedza. Po wojnie, tak jak wmówiono klasie robotniczej, że picie kawy automatycznie wynosi ich na pańskie salony, tak pojawili się najpierw studenci ze wskazania partyjnego (mój dziadek białej gorączki dostawał współpracując z 'inżynierami' którzy 5-letnie studia zaliczali w semestr, bo mieli właściwą legitymację partyjną), a ostatni gwóźdź do trumny prestiżu wykształcenia wyższego wbiły przemiany '89 roku - nagle okazało się, że kazdy może i powinien posiadać dyplom wyższej szkoły kręcenia frytek z iłu i dyplom potwornie się zdeprecjonował. Z drugiej strony zdeprecjonowano też zawody usługowe i rzemieślnicze - nagle okazało się, że lepiej być telemarketerem z dyplomem niż świetnym stolarzem czy ślusarzem i szlag trafił wszystko smutny Ja ma to szczęscie, że karierę zaczynałam właśnie w trakcie przemian na samiutkim początku, gdzie kazdy mógł robić co chciał, w wolnych zawodach zwłaszcza i nikt o dyplom nie pytał - a teraz mam tabun młodszych kolegów po 5 fakultetach, po których jak robię korekty to płaczę, ale w przetargach wygrywają oni, bo mają papiery. Na szczęście za mną z kolei stoi 25 lat doświadczenia aniołek


  PRZEJDŹ NA FORUM