Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli c.d.n. w czwartą rocznicę wiejskich przygód W. i Z.
No dobra, coś tam spróbuję skrobnąć, choć wyjazd prawie bez W. nie jest tak obfitujący w wydarzenia wesoły

A zatem oto cz.I. Przybyłam na wiochę w piątek w godzinach popołudniowych, przywieziona dzięki uprzejmości kolegi z Białej Podlaskiej. Po drodze obejrzałam sobie okolice wcześniej nie widywane, ponieważ jechaliśmy nieco inną drogą. Pogoda była śliczna, mijaliśmy wioseczki, lasy, a następnie wjechaliśmy do Kodnia, który miał być celem naszej (mojej i W.) wyprawy krajoznawczej, ale jakoś dotychczas nie znaleźliśmy czasu. Kolega stwierdził, że poza Kodniem warto pojeździć po okolicznych siołach, ponieważ wiele pozostało tu cerkiewek pounickich.

Po dotarciu na miejsce i wyładowaniu bagaży oraz zakupów zrobionych po drodze w Biedronce rozejrzałam się po terenie.
No cóż, optymizmem nie powiało, wszystko zarośnięte, z traw i badyli ledwo wystają hortensje i inne co wieksze rosliny.
Na środku podwórka pozostałości po placu budowy: piach rozwleczony w promieniu 5 metrów, resztki wylane z płukania betoniarki, no i sterty cegieł, część jeszcze na paletach, część w stosach tu i ówdzie.
Tylko bez paniki-pomyślałam. Najpierw się rozłożę w domu, przewietrzę, włączę bojler, rozpalę pod kuchnią i zjem pierogi. Potem zastanowię się nad planem działania.

Pierogi zostały zjedzone, napiłam się herbaty z miodem i uznałam, że pójdę się rozejrzeć.

Jak wspomniałam, hortensje kwitły







Sadziec i rudbekie



W. zadzwonił, zapytał czy dotarłam i kazał obejrzeć piwnicę.
No to poszłam.
Jak dla mnie piwnica owa może grać w filmach średniowieczne lochy bez charakteryzacji bardzo szczęśliwy







Uważny obserwator, do których ja nie należę, zauważy występy w tych filarach przy jednej ze ścian. Otóż W. objaśnił mi, że służą one wmontowaniu drewnianych półek, na których pysznić się będzie nasz zbiór domowych alkoholi oraz przetworów W.

Brnąc w zaroślach dotarłam do angielskiej. Tu królują gwiazdy sezonu czyli dzielżany













Nawet jak przekwitają, nie wyglądają źle



Z różyczek póki co dojrzałam:

Rotes Phänomen



Gishlaine de Feligonde, posadzony późną wiosną jaki praktycznie bezlistny krzaczek, a teraz już kwitnie



That's Jazz która bardzo "robi masę", co mnie niepokoi. Jeśli nie zdąży zdrewnieć do zimy to kicha.



Reszta za gigantycznym pokrzywowiskiem.

Poza tym kwitnie oszałamiająco języczka pomarańczowa



Knautia (świerzbnica) macedońska też w dobrej kondycji



W zielsku widać też floksy i cynie, ale do nich dotrę nieco później.

U Bożenki chyba nikogo, cisza jakaś. Przyszły za to koty tambylcze, dobrze że mam dla nich zapas jedzenia.

Postanowiłam ogarnąć dom, czyli powycierałam kurze i pajęczyny, pozamiatałam, umyłam podłogi oraz okno w kuchni i łazience. Wyszorowałam kabinę prysznicową, kibelek i umywalkę. Poukładałam naczynia w kredensach. Narwałam kwiecia i wstawiłam do wazonu.
Wzięłam prysznic, otworzyłam winko, usiadłam na ganku na leżaku. Radio Lublin sobie grało. Uznałam, ze samotne życie wiejskie póki co nie napawa mnie przerażeniem.
Około 22.00 zamknęłam drzwi i poszłam spać zostawiając na wszelki wypadek lampkę w salono-jadalni zapaloną.
Co działo się w dniach kolejnych, oczywiście opiszę, bo jak wiadomo: c.d.n choćby nie wiem co!



  PRZEJDŹ NA FORUM