Fragment planety Ziemia 2

[quote]No to luz, opisuj tu bardzo szczęśliwy[/quote]


No, tak... tylko, że ja obiecałam, że zrobie z tej historii opowiadanie literackie, a nie, że opowiem dokumentalnie co, jak i kto. W literaturze opartej na prawdziwych wydarzeniach zwykle imiona, miejsca, okoliczności, daty, a nawet sens niektórych elementów, zostają zmienione. Prawdziwe osoby nie są bohaterami, a jedynie pierwowzorami bohaterów... Mój znajomy chce być pierwowzorem postaci literackiej, a nie bohaterem reportażu w internecie lol oczko


...Jednak żeby nie być "świnią", ktora mówi: "a teraz wam nie opowiem, jak było", to opowiem, jak było lol To znaczy opowiem, jak sie spotkaliśmy oczko



Jest wczesne popołudnie, od rana wiele sie wydarzyło, pływałam w jeziorze, sporo chodziłam nad jeziorem, zwiedziłam miejscowe muzeum, spacerowałam po miasteczku, gdzie zobaczyłam ładny ogród, zrobiłam zdjęcie i zostałam przez właścicielkę zaproszona do środka, poznałam nowych ludzi, gawędziłam z nimi przy kawie w knajpce "na rogu"... Jestem zmęczona, a moja noga jeszcze bardziej. Jadę autem przez las i czuję to już mi dobrze znane nieprzyjemne sztywnienie tej nieszczęsnej stopy... Jest! Leśny parking, pusty, żadnych samochodów, są stoły i ławki, jakiś daszek. Zatrzymuje się, postanawiam tu odpocząć, zjeść własny posiłek, dać odpocząć tej durnej nodze. Rozstawiam swoje "kulinaria", wrzucam do rondelka zawartość słoika, stawiam na mikrokuchence. Nalewam sobie do kubka sok, popijam i uświadamiam sobie, że przejechałam sporo kilometrów, a nie sprawdzałam stanu oleju. Co prawda autko nie "bierze" oleju, więc nie ma większych obaw, ale rozsądek podpowiada, żeby sprawdzić, a skoro i tak spędze tu conajmniej godzinę, to auto wystygnie, jest płasko, więc to dobre miejsce, żeby sprawdzić poziom oleju. Podnosze maskę, z myślą, że dzięki temu silnik troszkę szybciej ostygnie. Jedzenie sie zagrzało, zjadam, nastawiam sobie na kuchence wodę na zieloną herbatę, po posiłku nic nie robi tak dobrze jak zielona herbata. Popijam zieloną, przeglądam mapę, patrzę, gdzie teraz pojadę, ale oczy coś nie dają rady..,. No tak, zapomniałam zakropić sobie kropelkami nawilżającymi i są za suche, stąd to szczypanie i "piasek pod powiekami", normalka. Zakrapiam, oczywiście wpada mi za dużo i krople ciekną mi po policzkach, więc wycieram je chusteczką higieniczną. W tym momencie drogą przejeżdża samochód, zwalnia, jakby chciał zjechać na parking, ale kierowca jednak rezygnuje i jedzie dalej. Za chwile ten sam samochód wraca i wjeżdża na parking. Piekne, stare, "wypasione", odrestaurowane auto terenowe. Wysiada ...przystojny facet i pyta:
- Czy moge pani w czymś pomóc?
Przekręcam głowę jak zdziwiony pies.
- Samochód sie zepsuł, a pani płakała?
Parskam śmiechem jak niewychowana nastolatka.
Opanowuje sie i mówię:
- Przepraszam! Bardzo pan miły, ale wszystko w porządku. Dziękuję.
- Proszę się nie bać, ja nie zamierzam pani zaczepiać. Chciałbym pomóc, jestem hobbystą samochodowym, jeśli nie zepsuło sie coś poważnego, to może będe w stanie naprawić.
Śmieję się i z przekąsem pytam:
- A potrafi pan naprawić nóżkę, bo to ona mi sie popsuła..?
Facet ma prawdziwe zdziwienie w twarzy i zauważam, że kątem oka zerka na moją rejestrację.
- Nierzadko mi sie udaje - odpowiada powoli i przygląda mi sie badawczo.
- To znaczy?
- Jestem chirurgiem. Co sie stało w nogę?
Teraz to już zawyłam radośnie jak stado niewychowanych nastolatek.
- E, nic.
Przewrócił lekko oczami i uśmiechnął się zawadiacko.
- Kłamie pani, uroczo, ale nieumiejętnie. Co się stało?
Widać, że oboje zaczynamy sie dobrze bawić tą rozmową, ale jestem czujna i ostrożna.
- Skręciłam kostkę... A potem jeszcze raz ją skręciłam...
- Uuu... Prosze pokazać.
- Nie ma mowy.
- Boi sie mnie pani...
- Właściwie to nie, ale nie moge panu pokazać swojej stopy, bo nie chciałam jej pokazać pewnemu ordynatorowi, to teraz wyszłoby, że jemu to nie, a panu to tak...
Śmieje sie głośno i szczerze.
- Kurczę, a taką by mi pani radość sprawiła, gdybym miał świadomość, że przeskoczyłem jakiegoś ordynatora!
- No, dobra, w końcu on nie musi o tym wiedzieć... Tylko, że na tej nodze nic nie ma, nic nie widac, słowo.
Uśmiecha sie szeroko i patrzy mi w oczy.
- Pokazuje pani czy nie?
- Jeszcze sie waham.
Zaśmiewa się głośno.
- Proszę sie nie śmiać! Ja nie wiem, czy pokazywanie stopy obcemu facetowi na parkingu w środku lasu, nie jest lekkomyślnością... Poza tym skąd mam wiedzieć, czy pan nie zmyśla, że jest chirurgiem...
- No cóż, niełatwo udowodnić w środku lasu, że jest sie chirurgiem.
- Współczuję, ale na litość mnie pan nie weźmie.
Gromko sie śmieje.
- No dobrze, nogi nie obejrzę, ale może samochód?
- Sądzi pan, że pozwolę panu dotknąć mojego auta?!
Śmiejemy sie oboje, jednak ja jestem wciąż bardzo czujna.
- Nie jest zepsute?
- Nie.
- To czemu takie otwarte?
- Może sie wietrzy...
Śmieje się.
- Jest pani niemożliwa.
- Zdanie wewnętrznie sprzeczne...
Poważnieje troche i znów patrzy mi w oczy. Ja jemu również.
- I jak ocena moich źrenic? - pytam.
- Fascynująca - odpowiada nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nie pytałam o wrażenia, tylko o ocenę.
Śmieje się i kiwa głową. Milczy. Ja też.
Po chwili sie odzywa:
- Nie wiem, co powiedzieć... Chciałbym panią poznać bliżej...
- Przez stopę?
Zaśmiewa się. A ja zachowuję grobowa minę.
- Prosze na mnie patrzeć - mówię - Jest pan chirurgiem?
- Jestem chirurgiem - odpowiada patrząc mi w oczy.
Z mimiki i reakcji źrenic wnioskuję, że faktycznie jest.
- No, dobrze.
Rozwiązuję but, zdejmuję skarpetkę.
Uśmiecha sie i kręci głową.
- A jednak przebiłem ordynatora!
- Zgadza sie.
- Dlaczego jemu nie chciała pani pokazać stopy?
- A, bo to była sytuacja prywatna, w jego domu...
- No, ale on chciał obejrzeć pani stopę..?
- On nie, to inni chcieli, żebym mu pokazała...
- Jacy inni?
- To długa historia...
- Ale opowie pani?
- Może później...
Śmieje się i kuca przede mną. Ogląda stopę.
- Jak to sie stało?
- Głupie buty.
- Jakie?
- Na wysokim koturnie, niestabilne. Skręciłam na gładkiej równej podłodze... Stopa wygięła mi sie na zewnątrz. Głupio, krótko mówiąc.
- Czyli pech...
Jest skupiony, dokładnie, delikatnie ugniata różne miejsca w mojej stopie.
- Czy tu boli? - pyta.
- Nie. Boli kiedy dłużej pochodzę, raczej tak ogólnie boli, troche z boku po zewnetrznej stronie stopy pod kostką i nad kostką. A kiedy jest mocny jednorazowy nacisk na tę stopę, to boli wtedy w śródstopiu i to dość mocno, na przykład kiedy wsiadałam do dużego wysokiego auta i musiałam cały ciężar przenieść na tę nogę...
- Umhm... - dotyka i naciska na różne punkty w śródstopiu.
- Dlaczego pani płakała? - zerka na mnie.
- Nie płakałam, ale miło, że to pana obchodzi...
- W jaki sposób skręciła pani drugi raz?
- Stanęłam troche krzywo w lesie.
- I wtedy zabolało?
- Tak, wściekle zabolało.
- Umhm... Czy tu boli?
- Nie.
- No cóż... Chciałbym zrobić pani tomografię tej stopy...
- Słucham!?
- Chciałbym zrobić tomografie. Proponuje, żeby pani ze mna pojechała do mojej kliniki i bedzie jasność.
- A nie ma jasności??
Wypuścił powoli powietrze.
- Jest minimalne ryzyko, że może pani mieć pękniecie kości w stopie. Na to wskazywałby ten ból w śródstopiu przy obciążeniu... Trzeba to sprawdzić.
- Jak pan to sobie wyobraża??
- Normalnie, pojedzie pani ze mną, zrobimy, co trzeba i będzie wiadomo, jaka jest sytuacja. Ja tutaj nic więcej nie poradzę.
- No, ale przecież gdybym miała jakieś pęknięcie, to ból byłby dużo większy, byłoby spuchnięte...
- Niekoniecznie.

...

Tak się poznaliśmy.
Rozmawialiśmy tam jeszcze ponad godzinę. Umówiliśmy się, że rozmawiamy całkowicie szczerze. Albo mówimy prawdę albo milczymy. Zaskakująco mało milczeliśmy oczko
Pojechałam z nim, jego koleżanka (ktorej jest szefem) zrobiła mi tomografie stopy (nie miałam pojęcia, że robi sie tomografie stopy i że potem mozna to ogladac w 3D i obracac na wszystkie strony obraz, no niby oczywiste, że medycyna stosuje ogólnie dostepną technikę, ale nie miałam wyobrażenia, że tak to wygląda).
Okazało sie, że pęknięcia jednak nie ma, a ból w śródstopiu pochodzi od ścięgien. Dostałam w prezencie jakiś super-hiper suplement, który wspomaga regeneracje ścięgien. Przy okazji poprosiłam o receptę na spironol, bo zabrałam ze sobą cały worek leków, większość tylko na wszelki wypadek, ale jakimś cudem nie wzięłam spironolu, który muszę brać, w małej dawce, ale jednak muszę, po kilku dniach zaczęłam odczuwać jego brak. Zostałam "zaopiekowana" medycznie i... zakwaterowana w domku nad jeziorem, sama. Przenocowałam tam. A rano...
I na tym koniec, reszta pozostaje moją tajemnicą pan zielony


Zadowolone? lol



  PRZEJDŹ NA FORUM