Co prawda to prawda - w ogródku pracować się nie da. Podcięłam wiąza camperdownii, wierzbę iwę i oczyściłam pień klona jesionolistnego z niepożądanych przyrostów. Pozbyłam się także leszczyny pospolitej. Dostałam 3 patyczki za makulaturę. Miały być brzozy, a okazały się być leszczyną, na którą obie z Agą jesteśmy makabrycznie uczulone. Urosły już spore i jakoś dotychczas im się nie przyglądnęłam. A tu taka "niespodzianka". Niestety korzenie wykopię innym razem, bo te drobne prace, które udało mi się wykonać, sprawiły, że chyba z 5 razy zlana potem robiłam sobie przerwę w ciemnej sypialni pod wiatrakiem. Zebrałam też truskawki już zjedzone) i rabarbar (ten zasypany cukrem czeka na zrobienie z niego soku). Mam nadzieję, że lato takie nie będzie, bo abstrahując od codziennego co najmniej 3 godzinnego zalewania ogródka, w takim upale nic się nie da robnić poza czekaniem na niewielkie ukojenie wieczorem. |