Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli c.d.n. w czwartą rocznicę wiejskich przygód W. i Z.
Pat no z tym ogrzewaniem podłogowym to trafiłaś! Ostatnio pojawiła się myśl, żeby jednak w łazience docelowo zrobić podłogę kafelkową, ogrzewaną własnie. A dechy daglezjowe na podłogę werandową...

No, a skoro temat werandy ciągniemy - popatrzmy, czy w ogóle jakieś postępy są. Czyli przed Państwem cz. I kolejnej relacji wiejskiej.

We czwartek o świcie czyli o 5.30 wyturlaliśmy się z Warszawy, skoro długi weekend zarządzili odgórnie.
Na pace skrzynki z roślinami z trzech źródeł: szkółka Magda (dwa zamówienia), Zielone Progi (chyba ze trzy skrzynki) i sklep u Beth Chatto.
Zakupów nijak nie dało się zrobić, bo święto. Zatem skierowaliśmy się prosto do domu. Na drodze do wsi w wysokich trawach i zaroślach w rowie zauważyliśmy przewrócony na bok samochód. Zatrzymaliśmy się, a W. postanowił sprawdzić, czy aby w środku nie ma nikogo. Samochód okazał się pusty, w międzyczasie zatrzymali się tez inni przejeżdżający. Uspokojeni wsiedliśmy do samochodów, ale W. na wszelki wypadek zadzwonił na 112 i podał nr rejestracyjny.
Pewnie ktoś na bani jechał i zniosło go do rowu.

Dojechaliśmy do siebie i pierwsza niespodzianka: zamiast trawy po pas, która o tej porze roku powinna zarastać drogę i w ogóle wszystko - piach! Ale skąd? To się miało zaraz okazać. Wjechaliśmy na podwórko, uwolniliśmy psa i Kicię no i od razu rzuciły nam się na oczy wyraźne ślady działalności ekipy fundamentalistów:







Ściany szczytowe dopiero odkopane



No, ale piach z tych wykopów leżał w hałdach wzdłuż ścian. Więc źródło tego, czym wysypana była droga leży gdzie indziej.
Przeszliśmy zatem na front a tu - dziura w ziemi!



czyli nasza przyszła piwnica oraz fundament werandy. Też przyszłej.







No, wybrać ziemię z takiego dołu, rozwieźć taczkami i rozplantować - szacun!

Reszta ogrodu w bujnej zieloności pomimo braku deszczu.







Zasadniczą część dnia spędziliśmy na leniwym szwendaniu się wokół i powolnym zasiedlaniu. W sieni sterta gratów majstrów, więc sprzątać za bardzo nie było sensu.

Na różance potwór - Fruhlingsgold rozpoczęła spektakularne kwitnienie.Będę tu jeszcze wracać w kolejnych dniach, żeby pokazać potęgę tej odmiany. Zapach obłędny, czuć na kilka metrów.









Róża gęstokolczasta





Harrison's Yellow



Stanwell Perpetual



Inne jeszcze w pąkach







Kwitną azalie w sadzie. Ze względu na jaskrawy kolor są widoczne mimo wysokiej trawy naokoło.





W "alei" prowadzonej do stodoły zakwitł głóg "Paul's Scarlet"





Pod oborą krzaczory rosną jak na g... nie wesoły



Złotolistna kalina



Kolkwicja już zdominowała tę grupę





Jeśli chodzi o byliny to chabry poszły w masę. Przynajmniej te niebieskie.





Białych nieco mniej, tylko dwie niewielkie kępki



I pierwsze kwitnienie ubiegłorocznego nabytku



Teraz kosaćce. Te kwitnące.











Zjedliśmy naprędce przyrządzony obiad, którego główną atrakcją była zielenina, w stu procentach z naszego warzywnika! Sałata, rukola, cebula, czosnek i rzodkiewki, które niestety okazały się haniebnie robaczywe. Z trudem udało się wyselekcjonować garść nadających się do zjedzenia.

Do warzywnika zajrzymy, ale tymczasem piękna pogoda zaczynała się gwałtownie zmieniać. Chmury nadciągnęły wraz z silniejszym wiatrem. Pierwsze grzmoty spowodowały, że przerażona Kredka wpadła do domu, a do tej pory dowołać się jej nie dało.
Po kilku chwilach spadły pierwsze krople a potem... rozszalała się nawałnica.



Deszcz przeszedł gładko w grad



Z rynien lały się potoki wody, a ja się cieszyłam, bo pielenie w mokrej ziemi jest daleko efektywniejsze niż w zaskorupiałej. Po jakichś 20 minutach wszystko się uspokoiło, jakiś czas jeszcze mżyło, ale zaraz wyszło słońce.
Ponieważ dzień się jeszcze nie skończył - powrócę niebawem jak ten c.d., który za czas jakiś n.


  PRZEJDŹ NA FORUM