Jak to, przecież W. to kwintesencja "zieloności" w ludzkim wydaniu? Z drugiej strony wiem,jak to jest, ja z małżem widuje sie ostatnio tylko w niedziele praktycznie, a i tak wcale nie mam ochoty na wspólny wypad, bo to juz jest "za dużo" bycia razem Zreszta akurat w jego przypadku, to naprawdę zjazd ogrodników nie ma wiekszego sensu, on naparwdę z trudem odróżnia pokrzywę od róży. Mamy zupełnie inne hobby, nie bardzo widze sens łaczenia tego, to tak jak ja miałabym z nim jechać na mecz No, ale W. to co innego, jednak ogrodnik jak najbardziej...
Pat, dzięki, biore to pod uwagę. Tak na szybko to mam nawet taką myśl, że może, gdybyś miała taką ochote, to może jakoś razem byśmy sobie jakieś arboretum zwiedziły po drodze, albo dwa, albo właściwie to pięć bo tyle znalazłam "po drodze" do Małgosi i do tego jedną szkółkę różaną (stąd wiadomo, że małża wole ze soba nie mieć, bo po co ma mi psuć radochę pytaniami "a po co ci jeszcze jedna róża? bedę musiał omijać przy koszeniu!" Profan. No, profan po prostu. On mi serio ostatnio tak powiedział, jak byliśmy razem w castoramie i kupiłam różę, bo akurat mieli ładne w trzech odmianach. On myśli, że on kosi po to, żeby na zawsze bylo równo i wszędzie płasko Profan i już. |