Dwa w jednym czyli miejska dżungla cz. II
Trochę odbiję chwilowo od ogrodu warszawskiego, żeby pokazać kilka miejsc w Anglii, które odwiedziłam w ubiegłym tygodniu. Ponieważ każda wizyta jest co do istoty zwiedzanych miejsc zupełnie inna, podzielę to na klika części.
Na początek krótka relacja ze spaceru, który odbyliśmy przed kolacją w pubie Butt and Oyster nad rzeką Orwell. Trasa spaceru biegła przez tereny typowo wiejskie, których mnóstwo jest w hrabstwie Suffolk.
Dojechaliśmy na miejsce zbiórki samochodami, grupie przewodniczył kolega pracujący w porcie Felixstowe, koordynator szkolenia. Jako tambylec z tajemniczą miną zapowiedział jakąś niespodziankę.

Wyruszyliśmy więc rozglądając się w poszukiwaniu czegoś niezwykłego. Prawdę mówiąc całe otoczenie było dla mnie niezwykłe, trochę jak z "Ucieczki na wieś" wesoły







Droga skręcała w las i coś się zaczynało dziać ...





















Przy wyjściu z lasu pozuje W. Że niby właściciel wesoły



Potem wyszliśmy na drogę polną, która prowadziła nas z powrotem do parkingu







Kwiatki występujące w tak wielkiej obfitości to hiacyntowiec hyacitoides non-scripta, zwany w Anglii bluebell.
To gatunek rodzimy, który jednak krzyżuje się z obcym hiacyntowcem hiszpańskim.
Podobno tydzień wcześniej efekt był jeszcze wspanialszy. Zdjęcia nie oddają tego morza błękitu, z którego wyrastały drzewa i krzewy.


http://www.suffolkwildlifetrust.org/bluebells


  PRZEJDŹ NA FORUM