Piasek i Róże
O jaaa!!! Co tu się działo! zaskoczony Impreza była..... a ja nic nie wiem. zawstydzony Ale jak to mówią lepiej późno niż później..... no nie? To ja chciałam Wam wszystkim bardzo, bardzo podziękować za pamięć i te wszystkie fantastyczne życzenia. Chciałam Was także przeprosić, że dzieje się to dopiero teraz ale jakimś niepojętym sposobem umknęły mi wszystkie odpowiedzi w temacie aż do dzisiaj. Powiedzcie, że wybaczacie, bo ze wstydu się spalę. Ałłł!

Kasiu, nie panikuj! Nic nie zajeździsz. To młode krzaczki i co najwyżej się zagęszczą. A poza tym pokażesz nam jak po tym cięciu kwitną i się zachowują, a być może i ja przytnę radykalniej swoje..... kto wie.
I mam kolejna pochwałę dla LO. lol Jako jedna z nielicznych (powtarzających kwitnienie) przetrwała pogrom zimowy. Niby mrozów nie było, śniegu u mnie też nie, a połowę róż mi wykosiło. diabeł Najlepiej, a właściwie bez szwanku przetrwały wszystkie róże raz kwitnące.... Alchymisty, Gipsy BOy, Constance Spry. Z powtarzających wzorowo przetrwały tylko LO, Therese Bugnet i o dziwo Lady of Schalott. Jako tako Edeny, Mrs John Laing, Haendel i Baronesse. Reszta cięta do poziomu gruntu, z czego tylko niewielka część wykazuje w tej chwili jakieś oznaki życia. Wykosiło wszystkie The Fairy w szpalerze pod hortensjami, łącznie ponad 20 sztuk. Wypadły mi też nowe róże nabyte jesienią, a zadołowane w donicach. W sumie dwie rabaty opustoszały. Obawiam się, że to jeszcze nie koniec, bo każdego dnia obserwuję kolejne obumierające pędy na ocalałych (miałam nadzieję) krzewach.
W powyższych okolicznościach przyrody mam ochotę wypiąć się na ogródek i poświęcić czas na leżenie brzuchem do góry.
A może ma ktoś gdzieś walający się w kącie i skazany na zapomnienie ale działający opryskiwacz?


  PRZEJDŹ NA FORUM