Obrazki z Gospodarstwa (1)
W mijającym tygodniu wybraliśmy z R. sztachety na ogrodzenie, bramę i furtkę. Będą to sosnowe sztachety ryflowane z zaokrąglonymi końcami. Mają szerokość 9 cm i występują w sprzedaży w różnych długościach, my wybraliśmy takie 1,5m. R zrobił też szczegółowy wykaz potrzebnej stali i trzeba jeszcze tylko znaleźć ładną kutą klamkę do furtki.
Jak znam życie, całość ogrodzenia pomaluję na jakąś bardzo gorzką czekoladę.

Nasza brama ze względu na zawiłości wjazdu do garażu będzie musiała mieć prawe skrzydło otwierane prawie o 180 stopni, co sprawi, że między furtką a otwartą bramą zmieści się tylko mały kawałek rabatki i R. wymyślił sobie tam ostrokrzew. No niech będzie.

Dziś był dzień ogrodowy i wszystkiemu, co robiłam, towarzyszyła smutna refleksja o nieuchronnym przemijaniu. Skupienie ostatnich dni każe mi się zastanowić nad tym, czy naprawdę wszystko, co się dzieje, ma jakiś sens?


Nie tylko bramą zajmowaliśmy się w mijającym tygodniu. Zdobyłam w jednym z marketów pudła po mrożonkach - fajne, z szarego kartonu, bez żadnych nadruków - i wyściółkowałam nimi pas ziemi, gdzie będzie dosadzony rząd lawendy. Szkoda, że nie pada, bo by mi się ładnie przyklepały, a tak to wyschły i odstają.



Dziś rano zaczęłam od przesadzenia młodziutkiego powojnika Nina, który dostał miejscówkę w pobliżu róży Lykkefund, gdzie na tle czarnej ściany ładnie powinny wyglądać jego białe kwiaty.
Przy okazji - róża ta przezimowała przepięknie, krzew zdobi nawet w formie bez kwiatów i bez liści, no w każdym razie mnie się bardzo podoba.



Dobrze się też ma staruszka Flammentanz



A tak wygląda Martha po przesadzeniu z prawej strony schodów na lewą; dopiero niedawno obrywałam jej liście.



Potem przyszedł czas na prace na wysokościach.
Przycięłam starą winorośl Iza Zaliwska, dla której zalecane jest długie cięcie - na 6-8 oczek. Następne, przesunęłam trochę drabinę wydłubałam pędy glicynii spomiędzy szczebelków deskowania szopy i to był naprawdę ostatni moment, bo niektóre z nich powłaziły już do szopy i postanowiły tam pozostać.
To zmobilizowało R. do zrobienia dla niej ekskluzywnej podpory w postaci belki, przerzuconej przez odstające od ściany metalowe wsporniki - no Wersal po prostu.
A ja przeniosłam drabinę na tył domu i zabrałam się za korektę krzywo przyciętych cisów. Tu i ówdzie wystawały "buły" i inne nierówności i mogłam je teraz skorygować, bo miałam drabinę i profesjonalne wielkie nożyce, które kupiłam jesienią za psi piniądz na wyprzedaży w casto i już nie zdążyłam ich użyć, a więc wyleciało mi z głowy, że je w ogóle mam. Cudnie tną!

Winorośl przed i cis po.



Przesadziłam też na słoneczną rabatę pod oknami 4 kępy kolorowych liliowców. R. narysował mi nowy kontur rabaty, która od prawej strony będzie nieco spłycona i muszę stamtąd wykopać i przenieść wiosenne cebulaki, 3 kępy floksów i malusieńkie orliki.



A wyeksmitowane stąd stare liliowce rdzawe rosną już sobie na nowej rabacie, urządzonej przez R. tydzień wcześniej.



Po obiedzie rozrysowałam sobie na kartce układ tegorocznego warzywnika, uwzględniając, co po czym i co koło czego. Wszystko mam już rozplanowane i chyba posadzę też w tym roku trochę ziemniaków (na poletku po zeszłorocznych dyniach).
Przygotowałam grządki, posadziłam cebulę żółtą i czerwoną i czosnek. Na grządki, które będą potrzebne dopiero w maju, wysiałam teraz gorczycę (na jedną mi zabrakło, muszę dokupić). Miałam pomocników.









I zawisł dziś przy drzwiach wejściowych termometr.






  PRZEJDŹ NA FORUM