Dwa w jednym czyli miejska dżungla cz. II
Zuza przeczytałam tylko opowiadanie o morwach bo są bardzo bliskie mojemu sercu jako, że do czwartego roku życia mieszkałam w Jaworze obok sąsiadów, którzy po Niemcach odziedziczyli szpalery morowe oraz hodowlę jedwabników. Sąsiadka pozwalała mi je podglądać i do dzisiaj pamiętam i te szpalery i kokony na czymś w rodzaju dużych sit. Nie pamiętam natomiast, żeby na krzewach były owoce. Owoce morwy poznałam dopiero mieszkając w L. gdzie na skwerku nieopodal moich Teściów rosły dwie morwy, których owocami raczyliśmy się przy każdej wizycie w czasie owocowania. A teraz... Wschodnia granica działki mojej Córki to są poniemieckie drzewa morwowe. Niestety mało korzystamy z ich urodzajności bo watahy szpaków są nienasycone. Drzewa są wysokie i rosochate i nie ma praktycznie możliwości zerwania owoców. Rozkładamy plandeki i odzyskujemy jedynie to co spadnie. Córka robi z morwy cudny mus z jabłkami papierówkami i odrobiną mięty (ja jak kopciuszek siedzę i przebieram opadłe owoce). Dla W. w podzięce za wywołanie wspomnień znalazłam kilka zdjęć.







Jestem ciekawa opowiadania o krzewach laurowych bo też czuję do nich sentyment - zauroczyłam się nimi we Francji i nawet przywiozłam sobie ususzone własnoręcznie gałązki z liśćmi.





  PRZEJDŹ NA FORUM