Rozmowy przy kawie (20)
Janinko, Kasiu, u mnie już lepiej, dziś mam zamiar wyjść z domu, na krótki spacer z psami.
Jeśli chodzi o ścisłośc, to mój kiepski stan nie miał bezpośredniego związku z chorobą, nie wyniknął z niej, tylko z faktu brania pechowego dla mnie leku. W sumie mozna powiedzieć, że to przypadek, teoretycznie akurat coś takiego mogłoby spotkać każdego, kto wziął jakiś lek.
No tak, w tygodniu jestem sama, nawet w takich sytuacjach. Technicznie mam kogo poprosić o pomoc w awaryjnej sytuacji, dwa domy dalej jest sąsiadka, z którą łączy mnie przyjaźń. Ona nawet troche fuka na mnie, że jej nie wzywam. No, ale męża łatwo poprosić o pomoc, a kogoś bardziej "z zewnątrz" trudniej, choćby dlatego, że wiem, jakie przerażenie u ludzi naogół wywołuje czyjeś ekstremalnie złe samopoczucie. No i wiem, że sąsiadka, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie, z pewnościa wezwałaby pogotowie, a tego akurat właśnie nie chcę. Nie chcę, bo wiem kiedy to nie jest konieczne, a że w tym stanie nie ma jak powiedzieć ratownikom, co i dlaczego sie dzieje, to nie ma to sensu. Dobrze wiem, że w pewnych sytuacjach pogotowie nie pomoże mi bardziej niż ja sama sobie, ba! nawet może jeszcze zaszkodzić, jakkolwiek dziwnie to brzmi, to w moim przypadku tak jest. Nie mówiąc juz o potencjalnej rozmowie z lekarzem, która moze zaszkodzic na psychike pan zielony Przy takiej gorączce i bólu niewiele można w ogóle powiedzieć, a tu pytania: na co pani choruje? co? na boreliozę? od kiedy? co? od kilkunastu lat? jak dlugo sie pani leczy? co? trzeci rok?? przecież to się leczy w trzy tygodnie!? ... Rozmowa o chorowaniu na boreliozę i leczeniu z przeciętnym lekarzem wygląda jak dyskusja z kosmitą. Nie ma sensu. A bedąc w tak kiepskim stanie pewnie nie wytrzymałabym w końcu i powiedziałabym np.: Zamknij sie wreszcie, matole i daj mi po prostu jakiś zastrzyk przeciwgorączkowy! Mój stosunek do lekarzy jest skomplikowany, bo moja sytuacja jest skomplikowana. To nie ich wina, że nie wiedzą, mają wytyczne odgórne i sie ich trzymają, ale trudno żeby mi sie to podobało, skoro ja wiem coś zupełnie innego i mam na to najbardziej niezbite dowody pod słońcem. ...No więc po co wzywać sąsiadkę, która sie przerazi na mój widok i zadzwoni na pogotowie... Mi była potrzebna zupełnie innego rodzaju pomoc. No i po co straszyć sąsiadkę... ...Ale gdybym np. złamała nogę, to wtedy zadzwoniłabym do sąsiadki oczko (Ja oczywiście nie złamie nogi! Zwlaszcza, że śnieg i lód sie stopiły i jest bezpieczniej wesoły )


Właśnie, właśnie, śnieg sie stopił, wichura ustała, wyszło słońce... W sumie to jest piękny dzień pre-przedwiośnia oczko Kurczę, gdybym czuła sie całkiem dobrze, to bym sobie jakąś robotę mogła popchnąć przy takiej aurze. Np. chaszczory możnaby wycinać, bo po tym wietrze wszystko jest osuszone...
Cóż, przynajmniej pójde sie przejśc po działce, tylko cos musze zjeść, a z tym nie jest łatwo zakręcony ale dam radę, wczoraj juz cos jadłam (i nie był to ogórek kiszony, Ewo oczko )


Wszystkim życzę samych dobrych rzeczy! Niech Was Słońce ogrzewa! bardzo szczęśliwy cool



  PRZEJDŹ NA FORUM