Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli c.d.n. w czwartą rocznicę wiejskich przygód W. i Z.
Pat jakoś tak mnie "natchło" wesoły Może się boję, że zapomnę, co miałam napisać wesoły. Sylwester był w stylu, jaki lubimy. Mało strzelali, więc pies też docenił wesoły
Misiu Ja miałam długie lata alergię na stukot maszyny do pisania, bo u mnie w rodzinie książki pisał ojciec (rodzice mojej matki chyba traktowali to jak coś pomiędzy pasożytnictwem a oszustwem pan zielony ) Jakoś się nie rwę do pisarstwa, chyba talentu mi jednak brakuje oczko
Justynko paputku Kicia też wystąpi, wiedziałam, że się będziesz dopytywać bardzo szczęśliwy Za propozycje wykorzystanie tych płatów kory będę bardzo wdzięczna!

Cz.V relacji to już dzień po noworocznym weekendzie. W. milutki od rana, jakby go kto miodem posmarował. Spytał, czy próbowałam jego bułeczek. Oczywiście, że nie bo pewnie zatrute (te dla mnie) Uśmiał się i przyniósł, trochę zawstydzony, bo bułki robił z przepisu na buchty z cynamonem i nie wyszły tak, jakby chciał (czytaj: takie, jak ja robiłam ostatnio pan zielony ) Były zjadliwe, ale nieco za dużo cukru dał na wierzch, no i przepiekły się ewidentnie.
Poza tym upiekł chleb, który okazał się być encyklopedycznym przykładem chleba krasnoludów wesoły
Dla niezaznajomionych z twórczością Terry Pratchetta cytat:
Chleb krasnoludów był doprawdy cudowny: nikt nie cierpiał głodu, jeśli miał choć trochę chleba krasnoludów do uniknięcia. Wystarczyło popatrzeć na niego przez chwilę, a natychmiast przychodziło człowiekowi do głowy mnóstwo innych rzeczy, które wolałby zjeść. Własne buty, na przykład. Góry. Owce na surowo. Swoje stopy.
No, tak źle może nie było, ale trzeba się nauczyć jeść ten wypiek autorstwa W. Zresztą musiałam, bo W. po zakupy pojechał, ale z twardym (to dobre słowo w tej sytuacji) postanowieniem nie kupowania pieczywa!

Mróz trzymał, choć ze świeżych kretowisk wnioskowałam, że zwierzę wie lepiej, ile ta zima potrzyma i najwidoczniej nie przejmuje się spadkiem temperatury.
Kicia prowadziła obserwacje na parapecie w słoneczku



Spojrzenie potwierdzające głębokie przywiązanie tego stworka do ludzi I oddanie.Bezgraniczne pan zielony



Na zewnątrz









Z zakupów W. wrócił ze składnikami na gulasz szegedyński, jedno z większych rozczarowań kulinarnych dla W., który wiele o potrawie słyszał, a jak spróbował to uznał, że sprawa nie warta rozgłosu. Co nie przeszkadza mu robić tenże gulasz samodzielnie. Przywlókł także produkty na zupę, chyba kapuśniak. Oraz kaczkę.
A z produktów niejadalnych papier ścierny do szlifierki, który jednak występuje w okolicy tylko w formie kółek i jedynie w granulacji 40.

Po śniadaniu postanowiliśmy zatem powalczyć z drzwiami. W. najpierw wywiesił dwa świeże kawałki podgardla dla coraz liczniej nadlatującego ptactwa, następnie wystawił drugie skrzydło drzwiowe i nienamawiany przez nikogo organizował sobie warsztat na pace samochodu, gdzie miał zamiar opalać farbę.
Ja zmieniłam stopę trójkątną na okrągłą, założyłam papier, zgodnie z instrukcją doświadczonych koleżanek tu obecnych zrobiłam dziury śrubokrętem-gwiazdką i szurnęłam na próbę moje skrzydło patrząc czy papier nie drapie za bardzo drewna.
Muszę powiedzieć, że ścierało lepiej niż 60-tką bez śladów kaleczenia powierzchni. Zatem dokończyłam stronę zaczętą dwa dni wcześniej i zabrałam się za drugą.
W. znalazł szpachelkę i walczył z opalarką.

Częściowo obdrapana druga strona drzwi (ta pomalowana na biało)



I efekty harówy W.(:ale te rowki to ty kochanie zrobisz, bo ja nie mam cierpliwości")



Tak to wyglądało pod koniec tego etapu prac



Trochę to nudnawe pewnie, ale i praca dość monotonna, tak więc nie bardzo jest nawet jak opis uatrakcyjnić.
Zimno jak diabli, więc zwinęliśmy warsztat po półtorej godziny.

W. zabrał się za sprawy kuchenne, a ja dokończyłam mycie kloszy w łazience. Okropnie się kurzą i zapajęczynowują, a nigdy jakoś czasu nie ma, żeby to szkło pomyć

Lampka nadkibelkowa, dla moli książkowych bardzo szczęśliwy



Lampka nad toaletką. Druga identyczna jest nad umywalką



A to lampa w sieni



Czynności mycia podjęłam również w oczekiwaniu na decyzję W. o przywieszeniu rolet w sypialni i salono-jadalni, które od dwóch miesięcy czekały na montaż. Mówiąc szczerze był to jeden z powodów awantury dnia poprzedniego, W. traktował moją prośbę jak propozycję zabicia kogoś, ewentualnie obrabowania bezbronnej staruszki. Względnie jak fanaberyjny kaprys znudzonej księżniczki. Ja mu na to, że w końcu te rolety wiszą w naszym wspólnym domu, więc nie widzę powodu dla którego mielibyśmy kłócić się o to, kto, kiedy i dlaczego ma je wieszać.I nie jest to próba ograniczenia niczyjej wolności, zakłócenia wypoczynku ani zamachu na niepodległość i niezawisłość rodu męskiego w całości.
No, ale dajmy spokój sporom, czasem chyba musi z jakiejś bzdury urodzić się i wybuchnąć konflikt, który summa-summarum rozładuje napięcie.

Zjedliśmy gulasz, wypiliśmy po lampce wina, a W. dalej nic. W końcu westchnęłam, wzięłam ręcznik z zamiarem udania się pod prysznic. Wtedy W., o radości, zapytał, czy ja już spać idę, bo mieliśmy przecież rolety wieszać i on zaraz idzie do Bożenki pożyczyć wkrętarkę. Pozorując kamienny spokój bąknęłam: tak? nie idę spać, umyję się tylko i przebiorę. Potem ci pomogę. W myślach było: jesjesjes!!!
W. udał się zatem po sprzęt, mając oczywiście własny, ale w Wawie. Ja wzięłam błyskawiczny prysznic, otworzyłam tekturowe rury z roletami, wszystko pięknie przygotowałam. W. oznajmił, że u Bożenki jest remont w łazience i majster pożyczył mu swoją wkrętarkę.

Przy akompaniamencie przekleństw w ilości godnej filmów pana Pasikowskiego udało się przywiesić roletę w sypialni (wzór taki jak na oknie mniejszym) i następnie w salono-jadalni ( zwykły prosty woal bez wzoru, bo najtańszy)
Po wszystkim posprzątałam przestawione sprzęty, ponapawałam się widokiem i wyskoczyłam jeszcze, oczywiście po zachód słońca.





Po pracowitym dniu zasnęliśmy z psem na łóżku rozciągniętym w poprzek, ale wolę to, niż skrobanie po nocy do drzwi zewnętrznych, które wyglądają już jak po ataku szalonego użytkownika szlifierki czy raczej wiertarki.A takie piękne były!

Jak się potoczyły nasze dalsze losy czytajcie w c.d, który z uwagi na długość relacji i tym razem n.



  PRZEJDŹ NA FORUM