Wiejskie zarośla, czyli przypadki szalonej Beatki
Zbliża się Andrzejkowy wieczór,to wspomnienie mam sprzed laty...


W zasadzie to dopiero była przymiarka na tenże..

Było to w czasie mojego cudownego stanu panieństwa,czyli w ub. wieku...końcówka... umawiałyśmy się z dziewczynami z pracy na jakieś coś-niecoś pod św .bardziej lub mniej Andrzeja..

Za tego ostatniego miał nam służyć kolega z pracy,niejaki Bartuś.no,z braku laku,ew.jak się nie ma co się lubi..
Andrzej świętuje ,wiadomo kiedy...kalendarz bezlitosny jest...pensja daleko...

W portfelu odliczyłam święte ,nieruszane składkowe,bilet miesięczny,coś na przeżycie i heja!
Wieczór ów,błogi,cudowny,cały rok oczekiwany na wróżby! miał nastąpić nazajutrz..
Wracałam z II ZM.ostatnim pekaesem( prawie takie pekaesy miał Killer) kursowym Kielce-Skarżysko...
W torebce zapas żarełka,czyli słoik bigosu od brata,klucze domowe,bilet miesięczny i portfel ze świętą ,nieruszaną skladką..
Idę sobie kuchcikiem,tfu,truchcikiem,czy kurcgalopkiem,czy stępa..zwał,jak zwał...pęcin arabki wysmukłej nigdy nie miałam i nie zanosi się na to...,no to idę na przystanek awtobusowy...PKS..przez pół miasta,robiąc sobie skróty...i te skróty właśnie moje marzenia starszawej już panny o św.wieczorze mi odebrały możliwość wróżb..jak się chwilkę potem okazało...
Godzina,,,no późna,wiadomo...
Nagle słyszę,jak ktoś mnie dogania i że się tak wyrażę od tyłu,mnie zaczepia..jakby kuksańca,jakby łaskotek...oczywiście się roześmiałam w głos,no bo skoro ktoś mnie tak zaczepia o tej porze,znaczy że ktoś znajomy...
A ponieważ moje myśli zawsze szybciej biegną niż ja stąpam...jak to? ale kto ? o tej porze ...? jakie jaka,,,a któż by? nie.. jaki znajomy...nikto...znaczy...NIEZNAJOMY!!!
Szarpał się z moją torebką...ze świętymi precjozami ma wieczór andrzejkowy!
CZYLI ZŁODZIEJ??!!
Oj Ty dziadu szemrany w koński ogon kopany,!! się ciebie coś pomyliło,może i stąpam,może i pomalutku spacerkiem jak starsza pani,ale CHARAKTEREK w momencie stresu to ja mam,że HO,HO!!
A paszła mnie stąd!! WON ! ryknęłam na cały powiat,ty szantrapo poniemiecka! WON CHŁYSTKU!! bo uszy na kolana zawiąże,wątpia nosem wyciągnę!! O klejnotach nie wspomnę!!
Ciut puscił ,i się wycofał...no o takiej argumentacji...
Nie byłabym przecież sobą...CHARAKTEREK nozdrzami mi bucha,jak przed Wielką Pardubicką..
Dogoniłam TOTO i torebką ze słoikiem bigosu w łeb! złapałam za kłaki i o kratownicę jakiegoś sklepu...a chyba to była pasmanteria...
Ale na gębie miał maskę,bo nie mogłam kafara na łeb zakuty naciągnąć!!
Taki pomysł miał,dureń...MNIE,BETINKĘ..NIEWINNĄ ...TOREBKĘ Z PRECJOZAMI...ukraść...
PHI!!
W try miga głupi pomysł mu z tej sieczkarni wybiłam...
Schował się w jakiejś bramie...a niech se żyje!! TYLKO WARA OD MOICH PRECJOZÓW!!
Oczywiście,otrzepując się jak kura,zdążyłam na ostatni kursowy autobus do mojego domku...
Na drugi dzień zrobiłam najazd na policję...robiąc im popłoch...
..............................................
Przypomnę tylko,iż przytoczony z mej już nadwyrężonej pamięci wieczór andrzejkowy miał miejsce w latach ,gdy to byłam w błogim stanie nieustającego panieństwa,które w mym przypadku trwało o wiele za krótko,czyli raptem do lat chrystusowych..
Nazajutrz,po tej konfrontacji z tym,co przez zupełną niewiedzę,brak orientacji w terenie tudzież nieobycia z jego strony,złodzieja,znaczy..kto TU rządzi..poszłam na policję zgłosić ten fakt.
Aspirant,asystent,as,,admini...a pieron wie kto?,na belkach do dziś się nie znam... stres i adrenalina uszami na przemian ze mnie buchały,a w takim stanie szybciej wypowiadam słowa niż z bazuki się strzela,mając przy tym dykcję 44 razy lepszą niż moje guru mowy ojczystej,niejaki Bogusław Sobczuk.
We 3 nano-sekundy opowiedziałam całe zajście,oczekując w tamtym rejonie jakiegoś patrolu na wrotkach,łyżworolkach,psie,kocie,zającu...o wspaniałych kawalerzystach na czystych arabach nie wspomnę...
Aspirant zrobił oczy ,po czym wolał walniętą babę,co atakuje niewinnych przebierańców przekazać wyższym aspirantom...
Wyższy aspirant już miał więcej tych wstążeczek na pagonach,jak też z zasady fizjonomii swej wyższy był.
Wysłuchał mnie uważnie ,po sto razy przerywając moją mowę oratorską,starając się zapisywać prędziutko moje słowa...ale wiadomo,że wtedy nikto żywy we w policji nie umiał tak szybko notować..
Jakoś się udało wyższemu zakonotować te zeznania...spojrzał na mnie spode łba..ja rzuciłam blond grzywą i buńczucznie patrząc mu w oczy,stukając nerwowo paznokciami po policyjnym biurku,oczekiwałam szybkich,konkretnych działań.
Sekunda ciszy..i słyszę cichy ,pytający głos..
A pani to mężatka,czy panienka..? drżącym głosem się odważył zagaić wyższy aspirant..
W sekundę obrzuciłam jego słusznej budowy postać,szpakowaty brunet,niebieskie oczy...kupić,nie kupić-potargować można...myślę,a na głos odpowiadam,
Panna...
I nagle huknął z rozmachem,ale ciut płaczliwie..
A bo jakby tak człek wódki się ciut napił,a taką w domu żonę miał...ŁO MATKO SIELPIAŃSKO!!
Tak oto przed laty obchodziłam Andrzejki!


p.s
O złodzieju mowy ani w regionalnym radio,tudzież tv nie było,szpitale też nic...tylko szemrane towarzystwo kieszonkowców w kieleckim śródmieściu z ust do ust,przekazywało sobie ostrzeżenia...na Wesołą chłopaki to dajcie se spokój...tam jedna taka Blondyna ma rewir ..szkoda zdrowia..




pan zielony


  PRZEJDŹ NA FORUM