Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
No tak, przygody były i spowodowały stratę cennego czasu. Znajomość drogi alternatywnej w takim terenie, gdzie wioseczki rozsiane, na mapie wszystko wygląda nieco inaczej niż w rzeczywistości, to jednak spora trudność. Ale jeden fragment mamy już opanowany wesoły
Basiu Ty wielu juniorów zakasowałabyś bez dwóch zdań!

Przybyliśmy po południu, a zatem ten kawałek potraktuję jako cz.1/2 z uwagi na szczupłość opisywanego czasokresu. Wypuściliśmy najpierw zwierzaki, potem ostroznie weszliśmy do domu, ale wyglądało na to, że podjęte środki zaradcze zdały egzamin i przytułek dla myszy zakończył swoją działalność. Nigdzie śladów plądrowania i urządzania sobie stołówki, kibla i cmentarza w jednym...
Było tylko nieprzyjemnie zimno, tak więc niezwłocznie przystąpiliśmy do rozpalania pod kuchnią i w piecu. Na zewnątrz mżył deszcz. Po kilku chwilach wpadła Bożenka z pytaniem, do kiedy zostajemy i czy bierzemy owies. W. oczywiście potwierdził, że owies jak najbardziej, więc otrzymał rozkaz natychmiastowego stawiennictwa pod stodołą, bo Michał odpala ciągnik i resztę worków przetransportuje do nas. W. skrzywił się, bo zamierzał w celu rozładowania napięcia iść do lasu z Kredką. Bożenka jednak stwierdziła, że we środę to nie wiadomo, czy Michał będzie, więc nie ma gadania, trzeba teraz to zrobić. No to W. poddał się i pomaszerował otwierać wierzeje stodoły. Stodoła będzie jeszcze występować, ale to w dalszych odcinkach

Po załadowaniu plonów stanowiących paszę dla szkap, mimo zapadającego zmierzchu i wątpliwej pogody W. z psem udali się do lasu. Ja udałam się do ogrodu popatrzeć na listopadowe widoki.







W domu postanowiłam wymienić powietrze zanim jeszcze temperatura nie wzrosła znacząco. Kicia z łóżka przemaszerowała na parapet sypialni i ze wstrętem patrzyła na wilgotny świat.



W. powrócił nieco zmoknięty, ale wyraźnie zrelaksowany. Widać facet czasem musi pójść do lasu i nawet nie w celu upolowania mamuta, a w celu emigracji wewnętrznej pozwalającej odparować wkur...nie.
Usiedliśmy przy herbacie i kanapkach, a następnie W. poszedł po ładunek drewna, ja sięgnęłam do szuflady w kuchennej komodzie (tej z marmurowym blatem roboczym) po świeżą ścierkę do naczyń. Niestety okazało się, że żadna ścierka nie nadaje się do użytku, bo myszy jednak jakieś były i obfajdały wszystko dokumentnie. W dodatku jakiś podejrzany zapach wydobywał się z środka mebla. No to już wiedziałam, czym się zajmę w dniu następnym.zmieszany

Dołożyliśmy porządnie do pieca i uznaliśmy, że chyba zakończymy ten dzień pełen wrażeń, ponieważ czekał na nas kolejny, o którym oczywiście będzie w c.d., który tradycyjnie n. dla wszystkich kochanych czytających wesoły


  PRZEJDŹ NA FORUM