Wiejskie zarośla, czyli przypadki szalonej Beatki
Rowerzysta pojechał na wycieczkę..pogoda piękna,ptaszki ćwierkają,słonko grzeje... on miarowo jedzie..
Jedzie,zwiedza świat i nagle wpada ma muldy i ledwo co ramy nie pogubi,już koła w ósemki,już on w tunelu białe światełko widzi..
I ten rowerzysta jedzie w moim sercu...
W tym momencie,co on na te muldy wpada,ja schodzę mam ogień piekielny na twarzy i brak mi tchu...ewidentnie się duszę..

Jakoś jednak robię głębokie wdechy i już oddech w miarę spokojny wraca...ale serce jeszcze szaleje..

Takie dziwne spostrzezenia zaobserowwałam na moim steranym pocztą organiźmie..
Decyzja podjęta- wizyta u lekarza konieczna..

Dzionek dziś dla mnie generalnie miły,bo wolne w pracy,więc umówiłam się z lekarzem..
Teraz to co chwila zmiana etatowa w służbie zdrowia piekoszowskiej i nigdy nie wiesz na jakiego wracia trafisz..

Generalnie to zależało mi głównie na skierowaniach do specjalisty,ale żeby te papiery mieć ,najpierw trzeba iść do lekarza pierwszego dotyku...internisty.

Na godz.16.

Fiu,fiu...ile ja mam czasu...to hyc na babskie zakupy...boszsz...cudownie! A to pojechałam do chrześniaka Tymonka,pobawiliśmy się,z mamusią jego poplotkowałyśmy o facetch i nie tylko...popołudnie było miłe,lekkie i przyjemne...a ze ciut mi czacha dymiła,to mao ważne,bo dymić mi zaczeła jakiś czas temu z różnym nateżeniem tudzież częstotliwością..

Godzina W się zblizyła,to i ja się w przychodni pojawiłam..

Weszłam do gabinetu ,a tam dziecko siedzi...nie,chyba nie...bardziej na moją wnuczkę by się nadawała..dzizasss...ło matko sielpiańsko! Jaka ja stara jestem..

I opowiadam jej o moim rowerzyście,który zamieszkał u mnie pare miesięcy temu...

Ciśnienie...a ,tak..oczywiście,dawniej tak..badałam,mierzyłam,kontrolowałam,leki brałam...

Kiedy byłam u lekarza...nie wiem.nie pamiętam...oo..tak dawno..2 lata temu?...no jak ten czas leci...(okazało się że karta zdrowia to tak jak kartoteka u księdza,albo teczki IPNu....wszystko wiedzą..)

220/100....e...chyba ten intrument źle mierzy...skąd! Niczym się nie zdenerowałam,miałam b.przyjemny dzionek..

Pod język...no wezmę,dobrze już wezmę...


Wyszłam na korytarz i czekałam grzecznie te pół godziny i się zastanawiałam skąd i jakim cudem takie ciśnienie..
Owszem,ganiały mnie 2 dni temu furie,ale jak tylko Szkodnikowi zrobiłam przyspieszony kurs współżycia małżeńskiego,ciśnienie ze mnie zeszło i milość znów kwitła...nic mnie nie zdenerwowało....

No...wie pani,dziwne...podskoczyło ...240/110...

I znów pod język,znów na korytarz i czekanie...

Szum jakiś dziwny się zrobił i gwar,pielegniarki wrzuciły 5 bieg,choć pewnie już miały dość całego dnia,nagle ekg mi przykeljają,nagle karetkę wzywają...

Do kogo pytam,? I już mnie furia przegania,już czuję na gębie płomienie,a mój rowerzysta nagle sobie przypomniał,że żelazko włączone w domu zostawił...

Ja pani w takim wstanie nie wypuszczę!
Ale jam trzeźwa jest! Co to za stan...możecie mi krew pobrać,prosze bardzo ! I podaję łapę,niech se w tym tłuszczyku szukają żyły...powodzenia..

Pani Beato...


Boszsz...trafi mnie teraz na miejscu!

Jakbym była w banku,albo jakiś telemarketer albo jakiś inny,co się ze mną spoufalił w zupełnie mi nieznanych okolicznościach...

Gdzie ja wódkę z tymi wszystkimi ludźmi piłam...gdzie te całusy przy brudziu rozdawałam...noż murważ...to ja powinnam amnezję leczyć,a nie nadciśnienie...


Zyjac w wolnym kraju,odmówiłam tej luksusowej taksóweczki,z pokorą i podkulonym ogonem wziełam skierowanie do szpitala i po męsku na cycki przyjęłam opieprz od lekarki,że zdrowie najważniejsze,a nie praca...
Bo jak pani będzie chora,to i do pracy nie będzie sił..


Obiecałam że do szpitala pójdę,leki brać będę,badania porobię...l4 dostałam..
Młoda...to jeszcze nie wypalona zawodowo..jeszcze jej zalezy...

Spotkałam sąsiadkę w przychodni i opowiadam jej,że rzeźniki mnie chceli zabrać,ale się nie zgodziłam...

No i co? Mira pyta...odwołali tą erkę?

Nie,chyba nie...teraz po drodze mają to do mojej szefowej pojadą...bo jak się dowiedziałą że ja na l4,to teraz jej muszą ciśnienie obniżać..


Morał taki,zdrowyś poszedł - wyszedł martwy..






Dzięki dziewczyny,dziękuję też tym z fb..gdyby ktoś mi powiedział jeszcze tydzień temu,że w moje urodziny znaczenie zdrowia nabierze zupełnie innego kontekstu,nie uwierzyłabym..

Dziś inaczej,nie znaczy że dobrze..

Rano 180/90

W południe 160/80...

Teraz się waha..między 160-150/80...

No cóż..krytyczne minęło,oby bezpowrotnie..

Rowerzysta jeździ,ale rzadziej na muldy wpada..ekg doopne..serce czuję.

Peniuar do szpitala naszykowany,paznokcie zrobione,solarium odwalone.koafiura upięta...prawie do placówki przyjęta,co zdrowie rozdaje..



No bo jak ktoś się uparł na życie,to i medycyna nie pomoże..


pan zielony


  PRZEJDŹ NA FORUM