Rozmowy przy kawie (17)
    gawron pisze:

    ale teraz mi wpadł w oko fiat BRAVA...ktoś coś słyszał o tym aucie?


Betinko, to jeszcze zależy ile ma lat? My mamy Fiata BRAVO (ma 7 lat) i jeździ bez większych problemów i awarii (tfu, tfu odpukać!!!!). Przedtem jeździłam wyłącznie Fiatami (pracowałam przez 14 lat u dealera) i nie narzekałam. Co prawda one głośne sa i trzeszczące, ale jeżdżą i nie są drogie w eksploatacji (za wyjątkiem Fiata BravO = dużo pali jak na Fiata)
Brava nie jest jakimś szczególnie udanym modelem, ale też i nie jest jakoś szczególnie awaryjna. No i ważne, że wszelkie kłopoty, które dotyczą tego auta , nie należą do unieruchomiających czy kosztownych. Tylko nie kupuj auta sprowadzanego, a auto od naszego dealera. Wiem jak się odbywa sprowadzanie i potem sprzedawanie tych aut. Najczęściej (prawie 100 %) są to auta kupione okazyjnie (czytaj - poważnie uszkodzone, powypadkowe) i tutaj u nas podpicowane tak żeby dotrwały do przerejestrowania i sprzedawane. Kupisz, przejedziesz 50 km i zaczną wychodzić wszystkie usterki, a to pociągnie bardzo wiele kosztów, o nerwach nie wspomnę.

Pat, to będziesz Babcią! oczko Obyś tylko alimentów płacić nie musiała. Ale dobrze, że psicho wróciło bez szkody. Mój obecny Brzuszek, jak mieszkał jeszcze z moim Bratem na wsi, to potrafił znaleźć sobie dziurę do wylezienia (choć my z nosami przy ziemi, na kolanach obchodziliśmy cały płot i pod przysięgą mogliśmy zeznać, że żadnej szparki do wylezienia nie ma) i szedł na wieś brylować przed psimi panienkami (prawie wszystkim mógł przejść pod brzuchem, nawet stając na paluszki!!!). Ileż razy przynosiłam zarazę pod pachą i tłumaczyłam, że wsiowe psy nie będą miały litości dla długiego, rudego kurdupla. Ale miał szczęście. Wsiowe psy nie bardzo wiedziały jak się zachować w obliczu takiego kabanosa (może nie traktowały go jak psa????)
A teraz to już bardzo mocno starszy pan, chory na serducho i myśli wyłącznie o dobrym papu, ciepłym piecu i miziankach, a panienki wystarczą mu te za oboma płotami (jedna duża, druga mała i obie ubezpłodnione więc zalotami specjalnie nie zainteresowane)


Elu, to z zasady tak bywa. Rodzice budują dom z myślą o dzieciach, a dzieci jak tylko mogą to dają nogę i wyrywają się z tego domu na swoje. Ale jak miną lata, to rozum wraca do głowy (oby nie za późno!) i wracają!

A u mnie wczoraj była cudowna pogoda, tylko przed południem wiało. Ale mimo że to niedziela była wszyscy rzucili się do wykorzystywania ładnej pogody, to i ja też. Zgrabiłam wreszcie do końca liście przy ulicy, popakowałam w wory i czekam aż wywiozą. Pozgrabiałam też liście na działce, te które pójdą na kompost. I częściowo uporządkowałam zasieki na mamuty. Metodą przestępczą (upiekłam sobie kiełbaskę i serek na kolację pan zielony ) udało mi się unicestwić jakieś 15%. Ale przynajmniej ograniczyłam ich ekspansję na boki i wygrabiłam liście dookoła. Nie wygląda to dobrze, ale zapewne ciut schludniej. No i odkryłam, że "za" i "pod" rozpanoszył się przepiękny bluszcz. Jak tylko uda mi się zlikwidować całe zasieki (jakieś dwa do pięciu lat oczko )i osłonię płot od jednych sąsiadów, który na przerażającym śmietniku trzyma kury , gęsi i kaczki, to zyskam bardzo piękny narożny zakątek (w narożniku, od strony sąsiadów rośnie piękny dąb czerwony, obok klon, wielki jaśminowiec i tawułki kwitnące na różowo, no i jeszcze ten bluszcz).
Wczoraj też przywieźli nam gigantyczna kupę drewna w postaci 2,5 metrowych balików do pocięcia i połupania. Ależ to będzie roboty! diabeł
A dziś pada i z roboty nici!


  PRZEJDŹ NA FORUM