Ano, mysz w domu to lokator raczej niepożądany, ale z drugiej strony mysz też człowiek i żyć chce. Jednak te, które w porę się nie ewakuowały - miały pecha. Otóż w sobotni poranek, który rozpocznie cz. I relacji, poza W. szurającym o świcie fajerami obudził mnie tupot i jakieś dziwne odgłosy. W. wrócił z drewutni z naręczem drewna i wrzasnął, że Kicia morduje myszy! Za chwilę Kicia z rozwianym włosem, a u niej jest co rozwiewać, galopem wpadła do pokoju z myszą w pyszczku. Zwierzę jeszcze nie całkiem rozstało się tym światem, zatem Kicia sposobem kocim wypuściła biedaka i zachęcała podrzucaniem łapką do ucieczki. Kategorycznie zażądałam od W., żeby zakończył ten ponury spektakl i humanitarnie pozbawił życia małego potwora. Kicia niezrażona odebraniem trofeum w ciągu pięciu minut dorwała kolejną. Nerwowo wierciłam się w łóżku patrząc, czy mi nie podrzuci tej zdobyczy i wrzasnęłam do W., żeby dokonał rzeczy ostatecznych ponownie. Cudowny poranek, nie ma co! Sielskie życie, psia mać!
Zwlokłam się z łóżka i wstawiłam wodę na kawę. W. kręcił się po domu i po podwórku rozładowując samochód z przywiezionych roślin.Następnie zażądał sporządzenia listy zakupów i pojechał uzupełnić zapasy. Ja się na zewnątrz nie spieszyłam, bo pogoda fatalna - pochmurno, szaro i wilgotno. Ale wreszcie postanowiłam się przewietrzyć i zobaczyć, jak przedstawia się teren.
W terenie ogólnie jesiennie




Trawa zasadniczo soczyście zielona

A trawy ozdobne w swoim najlepszym okresie



Na angielskiej kwitł tylko jeden z astrów

Poza tym śladów mojego tytanicznego pielenia sprzed dwóch miesięcy widać nie było...

Z lekka złamałam się (po raz nie wiem który) tracąc nadzieję na możliwość ogarnięcia tej przestrzeni. Maciejka mimo chłodu i przymrozków jeszcze kwitnie

Zachował się jeszcze pojedynczy kwiat "bociana"

Za płotem znajomy widok

Jedna z parchatych jabłonek od frontu wysiliła się na kilka owoców. Wcale niebrzydkich!

Warzywnik żyje własnym życiem. Generalnie niezamierzona uprawa szczawiu dzikiego udała się doskonale...

Choć i jest coś pożytecznego: poza cebulką i czosnkiem pięknie rośnie pietruszka naciowa. Pokażę ją później, bo cyknęłam ją w niedzielę. Albiczukowski mało dekoracyjny, w dodatku wygląda na to, że tuja kolumnowa imitująca jałowiec widoczny na kilku obrazach, wyzionęła ducha z powodu suszy 

Pocieszające jednak było to, że np. astry ładnie sobie poradziły, być może podlewanie w sierpniu uratowało im życie.

Okrążyłam dom i wyszłam na drogę wjazdową.

Widok na stronę SN i dalszych sąsiadów

Idąc w stronę stodoły

Pęcherznica przy spichrzu. Wyrosła pięknie, a kolor liści mimo braku słońca zachwyca purpurą.

Zaczerwieniły się także azalie w sadzie

A sad wyglądał tak:

Rzut oka na chatkę

Perukowiec jakoś dziwnie się przebarwia

Dziewicze chaszcze za spichrzem

I rabata przed domem


Przy wejściu stały skrzynki z tym, co zgromadziliśmy od sierpnia


Koncepcja rozlokowania tego całego naboju była na razie bardzo mglista. Zresztą powoli zarzucamy pomysł tworzenia od razu docelowych rabat. Po prostu wtykamy co mamy w kolejne uwolnione (albo tak nam się wydaje) z perzu poletko i zapełniamy je roślinami. Za czas jakiś trzeba będzie przesadzić niektóre na dogodniejsze miejsca. Tak zamierzamy rozgęścić rabaty przed domem, zostawiając duże krzewy, a drobniejsze byliny, które już znikają pod masą olbrzymów, przeniesiemy gdzieś indziej.
Wróciłam do domu w celu kontynuowania szorowania zastawy stołowej z kredensu. Stosy talerzy piętrzyły sie na stole i blacie roboczym. Włączyłam Radio Lublin i sukcesywnie myłam, płukałam i wstawiałam do suszarki - ociekacza talerze, kubki i inne utensylia kuchenne.


Kredens został wyszorowany ponownie i pozostawiony do suszenia. W kuchni buzował ogień i w domu było już solidnie ciepło.

W międzyczasie wymyłam także okno w kuchni upstrzone przez muchy oraz kafle kuchenne. Przypomniałam sobie, że mam paczuszkę do rozpakowania, którą W. zabrał z domu. Było to to, na co czekałam - prześliczne wieszaki z malowanym motywem na części ceramicznej od Justynki - paputka 


Justynko- dziękuję za ten cudny prezent!
Zamiatałam po raz nie wiem już który, wyszorowałam szafkę zlewową, gdzie ślady bytności nieproszonych gości były dośc intensywne. W końcu wyłożyłam papierem półki w kredensie i ustawiłam zawartość na miejsce

Co chwila obwąchiwałam wszystko nerwowo, ale znienawidzony zapaszek juz się ulotnił.
Kicia odpoczywała po trudach polowania

Usiadłam na chwilę z herbatką, a w miedzyczasie powrócił W. z torbami zakupów. Usiedliśmy razęm zastanawiając się głośno nad koncepcją dalszych prac, które opiszę w c.d., który byc może już jutro n
 |