Dwa w jednym czyli miejska dżungla cz. II
Dziś się wyżyliśmy ogrodniczo jak już dawno nie. W. rano pojechał na starocie na Koło, a ja tradycyjnie z psem do lasu. Po powrocie i po zjedzeniu posiłku regeneracyjnego przystąpiliśmy do budowania rabaty przy tarasie. Głównie z uwagi na konieczność posadzenia Alchymista, któremu mam nadzieje, będzie tam dobrze.
Rozpoczęłam działalność od usuwania elementów śmieciowych tj. jakichś papierów, starych gazet, które sfrunęły z tarasu i utknęły w chaszczach. Znalazły się też ze dwie stare reklamówki i jakieś pomniejsze odpady nieorganiczne. Przy okazji usunęłam trochę śmiecia spod tarasu. W. przygotowywał front robót wycinając część pędów pigwowca, samosiejki słoneczniczka i chmielu. Na koniec wywaliłam stary stolik turystyczny, który nie wiadomo po co stał w samym kącie przy ścianie domu od chyba trzech lat.

Po usunięciu powyższych fragment do obróbki wglądał tak:



A okolica tak:



W balii gromadziliśmy śmieci organiczne, w starych donicach szkółkarskich żwir zgrabiany z powierzchni

Kolejne etapy: usuwanie żwiru i przygotowanie ziemki







Ziemia składała się z połowy beli torfu, kompostu oraz starego końskiego g...
Zostało to wywalone na rabatkę i dwukrotnie przekopane.

Następnie posadzony został Alchymist i zaczęliśmy dumać nad drugą różą, która mogłaby udekorować ścianę pod oknem łazienkowym. Z kupionych u Ewy raczej nic się nie nadawało, ani Bright as Button ani Paganini. Zatem uznałam, że wyjedzie z różanki nieco zmaltretowana tłokiem Rosarium Uetersen. Przycięłam ją nieco przed wykopaniem i stwierdziłam, że przerósł ją kompletnie jeden z marcinków.
W. wykopał zatem wszystko w całości, a ja rozdłubałam karpę oddzielając marcinki, z których zrobi się sadzonki.
Dół pod R.U. już czekał.



Do dołu obie róże dostały jeszcze daru od koników. Powinny być zadowolone wesoły

Potem dokonaliśmy selekcji roślin z innych części ogrodu, które wymagały przesadzenia z powodu nadmiernego zagęszczenia. Wytypowaliśmy bodziszka Summer Skies, który wiosną bardzo bujny, gwałtownie zaczął marnieć jakiś czas temu i zostało z niego marnych kilka listków. Drugi bodziszek wyjechał z zadniej, zmaltretowany przez rozrastającą się paproć. Wykopaliśmy także dwie trawy: palczatkę miotlastą Praire Blues kładącą się na ścieżce i imperatę Red Baron ginącą pod samosiejką berberysu.
Dobraliśmy jeszcze z zakupów skierniewickich bodziszka Rozanne, astra lnolistnego, kulika Mai Tai i jarzmiankę Star of Magic o biało-zielonych liściach. Dosadziliśmy dwa okropnie zmarnowane floksy z Arlington. Jeśli się odkują, wyjada na wiochę.



Podlałam wszystko solidnie, poogarniałam dookoła i przypominałam sobie, że jeszcze zostały firletki kwieciste rozsiane bez sensu na ścieżce i skalniaku, więc wykopałam część do posadzonkowania. Zostało jeszcze do zrobienia obrzeże rabaty z ekobordu i wyściółkowanie całości.No i krata na Alchymista.

W. postanowił dokonać eksperymentu i posługując się wyciągniętą spod tarasu książką Jacka Marcinkowskiego (musiała wpaść przy dosuszaniu po pożarze) wysiał zebrane jakiś czas temu nasiona piwonii drzewiastej, znalezionej na jakiejś działce klienta. Podobno jakiś olbrzym niezwykle obficie kwitnący.

Oto warsztat eksperymentatora



Marcinki wywalone razem z różą trafiły do dzbanka nabytego przez W. w ulubionym stoisku z ceramiką Bolesławca wesoły



Na piecu robi się nalewka węgierkowa



Jeszcze kilka zdjęć moich ulubionych o tej porze roku roślin wesoły











I to by było na tyle.


  PRZEJDŹ NA FORUM