Kompostowy zlot sierpniowy (2015)
Ech, ostatni goście pojechali i chciałoby się za Kochanowskim westchnąć "wielkie mi pustki uczyniliście w domu moim..." Mimo zmęczenia fizycznego i , nie ukrywajmy, lekkiego kaca, dostałam taką bombę energetyczną, że mogłabym iść swoje wierzby stuletnie gołymi rękami przesadzać...no ale upał się wyszykował niezły, więc pozostaje mi przelać nadmiar energii na klawiaturę aniołek Zdjęcia mam praktycznie tylko z pierwszego dnia, ale nie zawaham się ich użyć w celu wygrania nagrody w konkursie fotograficznym lol

Basia i Asia przyjechały już w piątek wieczorem, a w sobotę w samo południe dołączyła do nich EwaM i dziewczynki zamiast zasiąść jak ludzie przy kawie, pognały na pustynię trzebić chwasty:



Ww panie to Asia i Basia, natomiast EwaM za blisko mnie mieszka, i umie operować groźnymi dla życia elektronarzędziami, żebym się odważyła pokazać jej zdjęcie przy pracy bardzo szczęśliwy

Nawet pierogi, krwawica rąk moich, w pocie czoła szykowane na raty nie bardzo je zmotywowały do powrotu i trzeba było użyć gróźb karalnych, żeby panie do domu zagnać. Wkrótce po zakończeniu konsumpcji okazało się, że remontowcy na A4 przetrzebili grono pierogowych konsumentów, gdyż wzięli i unieruchomili Anię z Olą gdzieś pod Opolem na czas uniemożliwiający im dotarcie do mnie o rozsądnej porze, zatem dziewczyny zostały skierowane na drogi powiatowe i gminne, żeby opłotkami dojechać wprost do Bei. W międzyczasie dotarła w końcu Iwonka z rodziną i po wymianie powitalnych uścisków i entuzjastycznych okrzyków zapakowaliśmy się w auta i ruszyliśmy kawalkadą aut ku Bei…



kawalkadą wiedzioną przez bordową strzałę z R. za kierownicą, gdyż ja byłam zdeterminowana wykorzystać pierwszą od wielu lat okazję do skonsumowania tyle alkoholu, ile wątroba wytrzyma.

Na miejscu zastaliśmy gospodarzy oraz gości w rozproszeniu ogólnym i lekkim chaosie, który udało nam się w mig powiększyć, niemniej któraś z Pań miała na tyle przytomności, żeby pogonić panów do robienia ogniska…niewykluczone, że była to Bea, która nie rozstawała się z narzędziami przymusu bezpośredniego:



(w tle Zuzia drżącymi rękoma pospiesznie otwiera procenty, żeby nieco strach przytłumić).

Skoro ognisko już zapłonęło, to przyszykowaliśmy stół do zdjęć, żebyście nam jeszcze bardziej zazdrościli:



My, jak my, ja głównie starałam się wypatrzyć, gdzie są moje dzieci i czy z rozpędem nie przeleciały na drugą stronę gór Izerskich, gdyż szalały jak wściekłe z psami Bei…a Sara dodatkowo zakochała się na zabój w P. Iwonki i nie chciała się od chłopaka na metr oddalić (siłę afektu oddaje to, że jak podsłuchałam zaoferowała mu dostęp do Lego na wyłączność, a Lego jest dla niej cenniejsze niż wianuszek panienki na wydaniubardzo szczęśliwy)

A następnie błyskiem obeszliśmy osiemnastkę Bei:



I już można było bez żenady rzucić się na jedzenie, które zlotowicze dostarczyli w takich ilościach, że każdy wyjeżdżający musiał potem dać torby do przeszukania i nie był wypuszczany za bramę, jeśli nie udowodnił, że zabiera ze sobą co najmniej kilogram kiełbasy i skrzynkę warzyw…co ciekawe, alkoholu jakoś do podziału wiele nie zostało…

Z tych 100 kilogramów kiełbasy parę sztuk spożyliśmy na miejscu:



Aczkolwiek niektórzy ściemniali, że spożywają, a tak naprawdę tuczyli Larsa:



Posiłek spożywaliśmy w romantycznym otoczeniu zachodzącego słońca:



Wspomaganego nietypowym oświetleniem ogrodowym:



i w niegroźnym, acz nieco nachalnym towarzystwie izerskiej szarańczy, czyli latających mrówek, a ponieważ dość szybko zbrzydło nam charakterystyczne chrupanie pancerzyków w zębach, to Bea uruchomiła swojego prywatnego McGyvera, który samojeden, przy użyciu wyrafinowanej broni masowego rażenia rozprawił się z owadami:



Drogi do domu specjalnie nie pamiętam, gdyż jako się rzekło czciłam miesiąc trzeźwości, ale pamiętam, że było zabawnie

Dzień drugi zrelacjonuje z pewnością lepiej ktoś dysponujący zdjęciami – ja mam tylko jedno zrobione specjalnie z myślą o upublicznieniu w prasie lokalnej: tak oto cywilizacja internetowa zawitała do Ch., gdzie w obdrapanej 200-letniej chałupie członkinie lokalnego Koła Gospodyń Wiejskich podziwiały zakupiony ze środków unijnych sprzęt i wykonały historyczne, pierwsze we wsi, połączenie Skypowe z przedstawicielami wyższej cywilizacji zaodrzańskiej i zawiślańskiejbardzo szczęśliwy :



od lewej: Asia, Zuzia, EwaM, Basia, Beata-Beatrice, Aniaop, Bea, Ania-Sweety, Ola, sprzęt obsługuje Bogusia, bo często bywa w Czystolandii i na takich nowinkach się zna, tyłem ofiara afektu Sary - P. Iwonki wesoły

Prezentami będę się chwalić osobno, a jest czym, tymczasem po prostu BARDZO WAM WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ za te cudowne 3 dni!


  PRZEJDŹ NA FORUM