Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Kochani odwiedzający! Kolejny raport w przygotowaniu, krótki pobyt co prawda, ale opisać trzeba. Dziękuję za wszystkie wpisy, za które jeszcze nie podziękowałam. Czytam je bardzo uważnie, niektóre ze wzruszeniem ogromnym, jak ten od Misi a niektóre z radością, rozbawieniem i z poczuciem jakiejś więzi z tymi, którzy nas wirtualnie odwiedzają.
Pat dziadek faktycznie miał talent, bardzo żałuję, że zmarł przed moim urodzeniem.
No i Betinko zapewniam, nie chce nam się stamtąd wracać jak nie wiem co, zawsze jednak w perspektywie jest ten kolejny raz bardzo szczęśliwy
Janeczko tym razem także nie było fajerwerków, ale postaram się to nadrobić opisami przyrody wesoły

Tytułem wstępu i wprowadzenia objaśniam, że wyjechaliśmy we czwartek wieczorem, ponieważ opuszczanie domu, w którym jako ostatni przebywał W. nie jest zalecane pan zielony Powrót po kilku dniach, w dodatku przy obecnych temperaturach, gdzie zostały: brudne naczynia w zlewie/zmywarce, resztki kociego żarcia w miskach, niewyrzucone śmieci i ogólny rozgardiasz to mało przyjemne jest, jak się można domyślić. Zatem wolę ogarnąć sama dom przed wyjazdem i dopilnować, żeby było miło do niego wchodzić.
Większą część ładunku jak zwykle stanowiły rośliny. Obeszło się bez okazów drzewnych, postanowiliśmy wzbogacić rabatę angielską o kolejne byliny.
Upakowaliśmy stwory (tym razem Kicia została spacyfikowana w jednym z pokoi, aby nie odłączyła się od wycieczki) i jakoś po 21 wyruszyliśmy na wschód. Tłoku nadmiernego nie było, kawę wypiliśmy po drodze w hotelu Chrobry pod Międzyrzecem Podl. W okolicach północy dotarliśmy na miejsce świecąc reflektorami w zdziwione oczy młodych lisków szwendających się po poboczach. Trawa podrosła, ale jednak susza swoje zrobiła: spodziewanej dżungli nie było widać. Cykady dawały koncert w ciemnościach, poza tym cichutko...
Pies zniknął swoim zwyczajem w mrokach nocnych, kicia po nakarmieniu umościła się na kanapie.Ja z braku konieczności palenia w piecach i rozgrzewania się przed snem herbatą - wczołgałam się do łóżka. W. oczywiście łaził po ogrodzie jeszcze chwil kilka, ale i on uznał, że pora na spoczynek. Zasypialiśmy wdychając woń letniej nocy i krowich placków bardzo szczęśliwy




  PRZEJDŹ NA FORUM