Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Witam wszystkich ponownie! Przeczytałam z uwagą wszystkie wpisy, nawet kilkakrotnie wesoły
Jeśli podpory zakupione przeze mnie przetrwają dłużej niż rok, to będę przeszczęśliwa. Do tego czasu W. mam nadzieję, skonstruuje alternatywę.
Kalina to oczywiście Viburnum opulus roseum.
Irysy dobrze sobie radzą, więc spokojnie dadzą się podzielić i przesłać potrzebującym wesoły Te Bożenkowe już w zasadzie są do podziału, bo kępy zaczynają przekraczać dopuszczalne rozmiary.
Róże zostały dobrane tak, aby zwiększyć ich szanse przetrwania właśnie bez regularnej opieki, zrębki zabezpieczają przed utratą wilgoci i chwastami (10 cm najmarniej). Pokrzywy, szczaw i mniszek oczywiście przerastają, ale dają się łatwiej wyrywać.
Niedługo trzeba będzie je rozsadzać, bo krzewy są już naprawdę duże.

Czas najwyższy rozpocząć cz. III raportu, bo pamięć już nie ta i pewne szczegóły mogą ulecieć z głowy wesoły
Choć przebudzenia w piątkowy poranek raczej nie zapomnę, ponieważ o godzinie 6.13 z błogiego snu wyrwał mnie ryk kosy spalinowej. Nie powiem, W. zadbał o izolację dźwiękową zamykając okna, sądząc naiwnie, że to powstrzyma te koszmarne decybele przed wtargnięciem do domu.
Zerwałam się z łóżka i przed domem odstawiłam pantomimę pod tytułem:"Po jaka cholerę o tej porze wyjesz tym urządzeniem i budzisz wszystkich naokoło?" W. wyłączył na chwilę kosę i stwierdził, że musi wykosić podwórko zanim przyjedzie ekipa montażowa, bo wydepczą wszystko i wówczas koszenie stanie się nieefektywną męką.
W zasadzie trudno było odmówić mu racji. Machnęłam ręką i zabrałam się za robienie kawy. W. wrócił do przerwanej czynności.Poprzestawiałam mu meble ogrodowe, żeby porządnie wykosił część przed domem.



Część od SN już była oczyszczona, dzięki zrębkowaniu podczas poprzedniego pobytu nieco lepiej widać było krzewy,co uchroniło niektóre przed skoszeniem. Niestety nie wszystkie, o czym potem diabeł







Panowie od okien jakoś nie nadjeżdżali, choć W. twierdził, że powinni przyjechać po siódmej. Zjedliśmy śniadanie, W. ruszył wykaszać dalsze fragmenty podwórka i pas przed płotem frontowym. Słońce świeciło jak żyleta.
W końcu W. zadzwonił do firmy, bo godzina już była dziewiąta z minutami.W telefonie usłyszał: "Już jada, zara bedą, za godzinę, za pół, no za minutę!" wesoły Nie ma to jak precyzyjna informacja... Zajęłam się zatem przystosowaniem wnętrz do prac montażowych, ale spodziewałam się, że nie będzie to już tak śmiecąca robota jak demontaż starych i montaż nowych okien i drzwi. Wreszcie panowie przybyli, W. przestawił nasz samochód przed bramę, bo zamierzał wyjeżdżać wkrótce po zakupy.
Panowie już znali topografię terenu, sprawnie wytaszczyli sprzęt i zabrali się do pracy. Ja chwyciłam motykę i poszłam do Albiczukowskiego celem przerycia terenu wypielonego z grubsza dnia poprzedniego. Dziabanie miało zniszczyć części podziemne chwastów i nieco wzruszyć zbitą ziemię. Ponieważ zaczynało się robić gorąco, dziabanie musiałam przerywać co kilka minut i otrzeć pot z czoła. Z domu dobiegały odgłosy prac stolarskich.
W. dokończył koszenie kolejnego odcinka, przebrał się i ruszył do Wisznic. Wyjeżdżając ustalił ze mną, że w celu nakarmienia nas i klasy robotniczej kupi coś na grilla, bo gotować mu się nie chce przy takiej temperaturze.
Dziabałam sobie jeszcze jakiś czas, zachciało mi się pić, więc weszłam do domu. Panowie własnie kończyli prace w salono-jadalni:





Muszę przyznać, że byłam zachwycona. Obróbka piękna, z zachowaniem poprzedniego stylu, niewielki parapet wewnętrzny i listwa pod parapetem. Panowie zapytali, czy się podoba i z przyjemnością szczerze odpowiedziałam, że wygląda to fantastycznie wesoły Nie ma co, też się ucieszyli bardzo szczęśliwy

Zakończyłam dziabanie, odchwaściłam jagody kamczackie i poszłam na obchód licząc, że niektóre części ogrodu stały się bardziej dostępne. Na różance pąki na krzewach coraz okazalsze.



Przyszedł czas na próby identyfikacji tych, co to mają znaczniki dostępne jedynie dla nornic oczko Fotografowałam i pąki i rozwijające się kwiaty, żeby potem spróbować dopisać nazwy posiłkując się listą zakupów u Ewy Jarmulak, u pani Kamili i gdzieś tam jeszcze.
Numer 1



Reszta tych czerwonych musi poczekać, w kolejnych dniach powinny rozwinąć się kwiaty i wówczas będzie może łatwiej. Póki co pąki:









Kwitnące irysy włażą w obiektyw, czy chcemy czy nie chcemy wesoły





Robinia, która W. oszczędził mimo nacisków Bożenki (rośnie u nas ale przy samym płocie i podobno śmieci liśćmi) już cała w kwiatach



Zorientowałam się, że wlazłam w chaszcze, gdzie 80% to pokrzywy i nijak nie mogłam znaleźć drogi wyjścia. W rozpaczy cyknęłam jeszcze to, co naokoło:





W końcu jakoś wylazłam sycząc z bólu. Skierowałam się do rabat przyoborowych. Przy okazji cyknęłam rabatę przed domem z autkiem firmowym w tle



Domek od frontu, ja w trawie po pas wesoły



Po oborą busz nieziemski, po wiosennym cięciu krzewów śladu nie ma.



Byliny też dorodne.Zaczyna kwitnąć ostrogowiec



Kolkwicja trochę głupio posadzona, z przodu i będzie wyłazić na drogę do stodoły.



Naparstnice





Za spichrzem kwitnie czarny bez, zaczęłam coś myśleć o zrobieniu syropu czy czegoś podobnego wykorzystując kwiaty.



Dotarłam do plantacji malin, tu teren jeszcze nie wykoszony, ale widać, że albo sadzonki były marne, albo my coś schrzaniliśmy: z dwudziestu kilku roślin posadzonych jesienią tylko trzy-cztery wykazuje chęć do życia. Perz wytępiony, za to wszystko porośnięte dorodną przytulią...



Wiąz Wredei ładnie odcina się na tle nieba



W chaszczach dzielnie radzi sobie purpurowa odmiana brzozy



Kalina numer dwa



Wróciłam do domu, bo nadjechał W. z zakupami. Wspólnie obejrzeliśmy dokonania panów montażystów przedzierając się przez poprzestawiane meble. W. był równie zachwycony jak ja. Rzeczywiście wyszło super. Przy tym panowie pracowali sprawnie, nie kręcili się bez sensu, nie marnowali czasu na dyskusje. Było ich dwóch i każdy dokładne wiedział, co ma robić.





Sypialnia







Salon










Drzwi frontowe. Dobrali piękny dębowy próg







Wypakowaliśmy zakupy, zrobiłam wszystkim kawy, W. zabrał się za przygotowywanie potraw na grilla. Kupił rybę z okazji piątku sadząc, że naród tu tradycyjnie podchodzi do dnia postu. Panowie na widok pstrągów zarechotali zgodnie i stwierdzili, że ksiądz niech sobie pości, jak chce a oni ciężko pracują i muszą jeść normalnie. Na szczęście przezornie W. kupił też i karkówkę wesoły

Rozpaliłam grilla resztką rozpałki. Zauważyłam, że stoi obok druga, więc spokojnie wydusiłam wszystko z butelki. O, w jakimż błędzie byłam... Ale o tem potem wesoły
Panowie zajęli się montażem obróbki drzwi wejściowych. Tak jak chcieliśmy przygotowali listwę niepomalowaną z surowej sosny. Zrobili także solidny próg z akacji, którą wymarzył sobie W.i nawet chciał im dać drewno akacjowe, gdyby nie mieli. A okazało się, że wygrzebali dla nas!

W międzyczasie W. wyłożył wiktuały na ruszcie na grillu, zaczynając od ziemniaków w folii, które pieką się najdłużej. Ja zrobiłam mizerię, uprzątnęłam bajzel narzędziowy ze stołu na zewnątrz i przykryłam go historycznym obrusem, tzn. kuponem włoskiego kretonu w róże, który przywiozła moja mama jakieś 40 lat temu z którejś z podróży służbowych.

Zasiedliśmy wreszcie do obiadu, panowie wtrząchnęli zarówno rybki jaki i deser w postaci karkówki, niekierujący pojazdem wypił piwko i posileni zabrali się za montaż parapetów zewnętrznych.





W. odpalił kosę, a ja usiadłam chwile na ganku czując, że ramiona pieką mnie jak diabli od nadmiernej ekspozycji na słońce. SN krążył po podwórku gapiąc się w nasza stronę z ponurą miną. Ponieważ zaprzestał wymiany uprzejmości jakiś czas temu i nie odpowiada na pozdrowienia, patrzyłam się na niego bez żenady i nawet głową nie kiwnęłam. Popapraniec jeden!
Panowie zakończyli prace, zwinęli swoje zabawki, grzecznie się pożegnali i odjechali. Ja przygotowałam wielki dzban wody mineralnej z cytryną i listkami mięty i zabrałam się za sprzątanie.
Starłam kurze, wymiotłam śmieci, umyłam podłogi, zdjęłam pajęczyny i wywaliłam dywany na dwór. W. został poproszony o zawieszenie ich na trzepaku, ale stawił opór, że niby pod trzepakiem nie wykoszone i trawa się podepcze, co spowoduje problemy w koszeniu, etc, itp... Obiecał jednak, że po odsapce zabierze się za koszenie w tamtych rejonach i zaległ z prasą na leżaku.
Wobec tego zabrałam się za kuchnię, która po pół godzinie już była odgruzowana.Parapet daje nowe możliwości wesoły



W. odczytał mi arcyciekawy artykuł w gazecie, z którego dowiedzieliśmy się, że na stacji kolejowej, a w zasadzie na olbrzymim terenie pokrytym plątaniną torów, bocznic i terminali przeładunkowych w Małaszewiczach, całkiem niedaleko od nas, stoją ni mniej ni więcej stare, zabytkowe wagony słynnego pociągu Orient Expres. Stoją od kilku lat w związku z zawirowaniami finansowo-własnościowymi i w zasadzie teraz nie wiadomo, czyje one są, kto powinien się nimi zajmować i chronić przed atakami szabrowników oraz ostatecznie postanowić, co z nimi będzie. Wobec tego od kilku lat po prostu ulegają powolnej zagładzie...zmieszany

Po powrocie do miasta znalazłam taką stronę w necie, gdzie właśnie cała historia jest opisana:

http://polskabe.pl/364/malaszewicze-uspiony-sklad/

Przeczytajcie, bo to dość niezwykła historia, tyle że jej koniec bardzo zwykły, niestety...

Następnie W. poderwał się do koszenia, jak kontynuowałam sprzątanie i usiłowałam zawiesić wszystkie obrazy i obrazki na miejsce. Nie bardzo mi się to udało, część gwoździ trzeba było przesunąć, bo listwy naścienne są nieco szersze niż te stare.
Wylazłam na zewnątrz i oczywiście ujrzałam, ze wykoszone jest prawie wszystko wokół domu z wyjątkiem ... okolic trzepaka diabeł Wobec tego dywany wytrzepałam sprawdzonym sposobem machania raz jednym raz drugim końcem, coś jakby wielką ścierkę i z godnością odwróciłam się tyłkiem do W., który usiłował zbagatelizować sprawę, że zapomniał udostępnić mi fragment, na którym mi najbardziej zależało.
Ułożyłam dywany, ustawiłam meble na miejsce i padłam.

Zatem kilka zdjęć końcowego etapu:













Wyszorowaliśmy się następnie pod prysznicem i usiedliśmy przed domem z chłodnym białym winkiem i wdychaliśmy sobie zapach schnącej skoszonej trawy przygotowując się na dzień kolejny, który jako c.d. niebawem n.


  PRZEJDŹ NA FORUM