Wiejski eksperyment Pat - czwarta wiosna na wsi
Ależ ja mam rozdrabniarkę...tylko czasu na jej używanie już nieneutralny Ja Wam zwykle pokazuje efekty końcowe mojej pracy, natomiast sam jej przebieg jest dość uciążliwy, mniej więcej taki: po półgodzinnych negocjacjach, że koniec bajek/zabawy/czytania w domu Sarę udaje się wyciągnąć na dwór, ale w zamian trzeba płacić haracz w postaci 15-minutowego huśtania. Potem następuje dłuższa chwila negocjacji, że dalszego huśtania już nie będzie i przekonywanie jej, żeby poszła się sama bawić na trampolinie czy w piaskownicy - jak się uda to lecę pędem do domu po narzedzia ogrodowe i zaczynam jakąś pracę, by po 10 minutach usłyszeć "Mama siku/jeść/spać!" - porzucam pracę, żeby spełnić żądania i wracamy do ogrodu, gdzie młodej w oko znowu wpada huśtawka i...znowu 15 minut huśtania itd. itp. aż do wyjazdu po Florkętaki dziwny

Po południu bywa lepiej, jeśli Florka się Sarą zajmie, ale też nie mogę przerzucać na nią całej odpowiedzialności za zabawianie siostry, więc wszystko co robię, jest robione zrywami i czasem rozciąga się na długie tygodnie aniołek

Natomiast do wypożyczalni i tak będę musiała się udać po glebogryzarkę...mam już łąkę gotową do przeorania, ale, durna, nie spytałam wcześniej sąsiada, czy pożyczy glebogryzarkę, R. dopiero wczoraj spytał i zonk, bo sąsiadowi urządzenie padło diabeł Wstępnie nastawiam się, że za dwa tygodnie to zrobimy i muszę pomyśleć, jak zaplanować prace z dalszym zakładaniem trawnika, bo ostatnia zapaść zdrowotna nieco mnie przyhamowała z zapałem do prac ponad siły i muszę to rozsądnie podzielić na etapy aniołek


  PRZEJDŹ NA FORUM