Dwa w jednym, czyli miejska dżungla
Dzisiejszy dzień nie wróżył stosownej pogody na spędzanie czasu zewnętrznie. No, ale skoro rano nie padało, to postanowiłam przed spacerem z Kredką zbadać zawartość rabat. Zdjęcia wyszły dość ponure, ale co tam. Jeszcze się na słonko napatrzymy, mam nadzieję. Przy okazji kucania i wypinania kupra przy statywie próbowałam ustalić tożsamość tego, co sukcesywnie wyłazi z ziemi i z pokładów węgla bełchatowskiego.

Pierwszy sukces to rozpoznanie, przy pomocy netu oraz spisu zakupionych roślin, tego oto osobnika: ani ostróżka, ani cimicifuga, ani serduszka...



Na ulotną chwilę wyszło słońce po południu, więc fotka nr 2



Co prawda na wystawie w Skierniewicach kupiliśmy tego miłka jako wiosennego, ale facet śmiał się, że sprzedaje nam doniczkę z ziemią (pod koniec sierpnia nie było już widać części nadziemnej), więc i tak radość, że jednak coś w tej doniczce było bardzo szczęśliwy

Druga roślinka zachowała etykietę, ale to co wyszło z ziemi i węgla tak bardzo nie przypominało tego, co było widać przy zakupie, że trzy razy się upewniałam w necie, że to jednak to.



Teraz seria wiosennych cebulowych. Momentami widać moje Zagłębie Rury czyli rury linii kroplujących, które dalej nie rozłożone i niepodłączone diabeł















Hiacynt rozsypał się w cebulki przybyszowe, które w ubiegłym roku nie kwitły. A w tym i owszem.







Dla odmiany krzak kaliny. Nie wiem, czy skrócenie pędów pomogłoby osiągnąć bardziej kompaktowy pokrój i zageszczenie kwiatów.





Teraz krzaczek wawrzynka wilczełyko w pełni rozkwitu





Pod nim konweniujący kolorem wrzosiec



Ruszyła akebia oplatająca pień po uschniętej gruszy. Liczę na nią w tym roku, bo usunęliśmy olbrzymi miskant, który ograniczał jej dostęp do światła i wody. Okoliczne roślinki powinny nabrać wigoru.



Znów chwilka słońca, no to ciach! Ciemierniki wesoły





Teraz nieco szerszych planów, które póki co kolorystyką nie zwalają z nóg. Ale za to będzie można zobaczyć różnicę, np. w maju wesoły









Na Arlington liliowce i floksy wylazły, bodziszki też już formują ładne kępki młodych liści. Wyrasta coś, co mam szczerą nadzieję, jest piwonią Smoothie, którą nabył mi W. w prezencie w ubiegłym roku. Pech chciał, że obok rośnie serduszka i liście w tej fazie rozwoju trudno rozróżnić.



Przed 10.00 ruszyłyśmy z Kredka do lasu. Pogoda jakby się nieco poprawiła. Burek skąpał się w swoich ukochanych bajorach, ja rozruszałam cielsko przebieżką i gimnastyka rozciągającą. Widać już zawilce, ale dziki tak zbuchtowały ściółkę, że zamiast łanów będą tylko niewielkie kępki.

Po powrocie zabrałam się za porządki tzn. usiłowałam zebrać jakoś do kupy wspomniany jakiś czas temu "straszny bajzel", ale z mizernym skutkiem. Pozamiatałam chodnik i schody. Potem pogmerałam trochę na rabacie cienistej, wydłubując co większe patyki z rozsypanego kompostu i kolejna porcje śmieci nieorganicznych. Usiłowałam obciąć suche badyle największej rozplenicy, ale przeszukałam cały dom i nie znalazłam sekatora, zatem wzięłam nożyce do trawy, które po 5 minutach się rozpadły... Tandeta, a niby, panie, Fiskars!

Z powodu braku sekatora nie mogłam zrealizować zaplanowanego cięcia róż, co mnie wkurzyło nieco, bo plan to plan. Ostatnim używającym tego narzędzia był oczywiście W. i gdzie wtrynił kolejny sekator- nie mam pojęcia.

Teraz nad ogrodem ołowiane chmury, więc zwinęłam się do domku. A burek nie chciał!



  PRZEJDŹ NA FORUM