Rozmowy przy kawie (10)
Witajcie przy poniedziałku. Dziś już mogę nawet pisać pan zielony jakie osiągnięcie hahahaha
Moje biedne dzieci jadły wczoraj wszystko z półproduktów. Uszka z zamrażarki i barszcz z torebki, mielone z zamrażarki i sos z torebki... nie,no ziemniaki obrałam... Ale więcej nie dałam rady.
Dziś lepiej.
Małgosiu, czasem trzeba odpuścić , oderwać się, bo to ,że nas zgnębi dusza, to pikuś ,ale to jak mocno odbija się to na fizycznej stronie człowieka - to się poczuje dopiero jak gruchnie na nas choróbsko.
Pat , ja mieszkam w takiej dzielnicy , że niedawno odpuścili zamiatanie drogi na niedzielę , bo jeździ szczota z miasta. A że jestem w takiej sytuacji jak i Ty , że radzić sobie muszę sama , bo ema niet, więc sponiewierać się łatwo, ojjj łatwooo... Ale mój syn słuchajcie- jestem z niego dumna jak paw, pomalował 2x te 5 płotów lamelowych. Prawie sam. Bez marudzenia (z lekkim ściemnianiem, ale do przyjęcia). Teraz ciepły dzień z emem w domu i montujemyyyy . Wreszcie namiastka prywatności będzie, bez szpiega jeżdżącego pod domem.
Jutro muszę jechać do Opola do kontroli uszków synka, to już 2 rok po operacji , jest dobrze. Czasem jak mu nawijam nad głową , jak coś zmaluje, to mówi ze łzami w oczach - i po co mi te uszy naprawiałaś? miałbym spokój i ciszę. Mam go ochotę udusić i wycałować, bo mi wszystkie argumenty wytrąca z rąk, a jak już ma łzy w tych wielkich sarnich oczach... ehhh
Dobra, dolewam kawki kto chętny i wracam do pracy (choć nie chce mi się , nie cierpię poniedziałków!!)
Ps. Ilonko ptaszki boskie!!


  PRZEJDŹ NA FORUM