Kiedy zakwitną piwonie
Historia śmieszna jest taka, że M nie chciało się zmieniać opon na zimę, więc jeździmy cały czas na letnich. I w sumie jest o. k. Ale wypadałoby pamiętać podstawowe fakty: a) mamy glinę, która zatrzymuje wodę, b) mamy zeszłoroczne nieskoszone śliskie trawsko, z którego dopiero co zeszedł śnieg i jak się pytam M podjeżdżając na działkę: "Czy na pewno chcesz tam wjechać? Może lepiej zaparkować tu na utwardzonym poboczu?", to można by było pomyśleć nad powyższym choć sekundę, ale nie - bez strachu wjeżdżamy na pole. Dobrze, w sumie to nie ja będę wyjeżdżać...

A potem było tak: oczywiście M ślizgał się na trawsku i koła nie mogły za grosz złapać przyczepności.

M. postanowił rozbujać samochód na wstecznym i tym sposobem wyjechać, co się nie udało, bo tylko głębsze dziury pod sobą wyślizgał. Sąsiadka nam pożyczyła drewnianych kołów do podłożenia pod koła, ale w tym momencie było juz za późno - za głębokie dołki pod kołami.

Więc M wpadł na jedyny dobry pomysł, żeby pod koła podsypać żwiru - na szczęście mamy go troszkę, bo używamy do rozluźniania podłoża.

No to bach - biegnie radośnie po tę taczkę, narzuca do niej żwir i popycha dziarsko w stronę samochodu. Syp, syp pod jedno kółko, i dawaj z drugiej strony - o, drzwi samochodowe od strony kierowcy otwarte przeszkadzają, no to bach! I zamknięte!

I syp, syp pod drugie koło.

Dobra, odstawiamy taczkę i wsiadamy do samochodu, teraz na pewno wyjedziemy..............................

Oooooooooooops! Drzwi zamknięte...... i nie chcą się otworzyć! A gdzie kluczyki?! M nerwowo maca się po kieszeniach......... i rzuca tekst do mnie: "Ty siedziałaś ostatnia za kółkiem? Prawda?" A ja, ze spokojnym uśmiechem obserwując całe to latanie ( w końcu znamy się już trochę i metody nie były dla mnie nowością) "Nie, nie kochanie. Na mnie nie zwalisz, przykro mi."

Na to M; "Ale jaja!" (A żebyś wiedział kochanie.......)

Drzwi się zablokowały, no tak mają od jakiegoś czasu, bo zamka centralnego też się nie miało kiedy naprawić. Na szczęście bagażnik został otwarty.

No to M siup! do bagażnika i próbuje wypchnąć siedzenie, ale nic z tego, bo siedzenia się blokują na zatrzask. (A może pchał nie to co trzeba, ale on przecież zawsze wie lepiej.)

Wepchał nawet jakoś paluchy między górę siedzenia a tylną półkę pod szybą, ale nie miał jak dosięgnąć do przycisku zwalniającego.

Chciałam zajrzeć do bagażnika i mu jakoś pomóc, ocenić sytuację i coś podpowiedzieć, ale był w takim szale bitewnym, że o mało mi ubłoconym kaloszem w głowę nie zasunął, więc się wycofałam na bezpieczną odległość.

Wywalił tylny głośnik pod szybą i przez ten otwór wsadził łapę i dalej kombinuje. Ale ten otwór od strony bagażnika jest otoczony blachą z raczej ostrymi krawędziami, a ja patrząc, jak toto się tam rzuca, mówię: "Przestań, bo i tak nie sięgasz, a zaraz będziesz miał jeszcze rozcięte łapy i krew wszędzie."

Jeśli chcecie mieć wyobrażenie o tym, jak to wyglądało, to tu jest filmik poglądowy:

https://www.youtube.com/watch?v=Fe7-tNEW2Yg

No to dawaj, najpierw chwyta za hak, ale nic z tego. Bierze mój młotek z nadzieją, że tym dosięgnie, a ja stoję przy szybie i mówię, w którą stronę ma celować. Dalej nic z tego. To se wziął moją małą motyczkę... No żesz... A tam w ogóle nie ma miejsca na takie manewry i zaraz będzie po szybie.....

Mówię do M w międzyczasie z pięć razy: "Przestań się szarpać. Zadzwoń do sąsiadów, może znają tu kogoś, kto będzie umiał sobie z tym poradzić." A ten, spocony i zasapany: "Daj mi jeszcze 5 minut! Zaraz to zrobię."

Na szczęście wracał właśnie syn sąsiada. Jest mechanikiem samochodowym, okazało się! Wziął odpowiedni klucz i odblokował to siedzenie... Uffff.

Już nie piszę, ile czasu straciliśmy a tę przygodę.

W każdym razie widok wierzgającego tyłka i ubłoconych kaloszków mojego M w bagażniku - bezcenny.


  PRZEJDŹ NA FORUM