A miała być tylko trawa...
Hmmm, na początku też nas krew zalewała, ale z racji świeżej rany na sercu mego męża starałam się nie okazywać szału. Zresztą ci złodzieje to porządni ludzie byli taki dziwny nawet szklaneczki nie stłukli, wszystko zostawili w należytym porządeczku. Wzięli sobie parę rzeczy, które poza garażem uznali za przydatne. Najbardziej urzekł mnie kwiatek, który uszkodzili chyba podczas przenoszenia garażu. Obok wbity był patyczek i kwiatek podparty na patyczku pan zielony
Ale za namową Janeczki, postaram się pobudować napięcie wesoły
Nim zaczęły rosnąć mury, trza nam było gdzieś ulokować dobytek i swoje cztery litery w razie niepogody. Parę działke obok było ogłoszenie o sprzedaży działki. Działka jako taka nas nie interesowała, ale na niej stała przyczepa kempingowa, jak się okazało świetny rocznik 1971. Świetny, bo taki jak mój wesoły
Mój mąż z wrodzonym sobie wdziękiem przekonał właściciela, że o wiele łatwiej mu będzie sprzedać działkę bez przyczepy. Za jedna tysiąca dał się przekonać.
Pozostała tylko kwestia transportu. Wiadomo było, że samochód tam nie wjedzie, trzeba było paru silnych coby tę przyczepę przeciągnęli ok 200m.
Poszłam szukać chętnych wśród działkowców. Znalazłam 4 rosłych mężczyzn, takich co to kobiecie nie odmawiają. Jednakowoż gdy przyszli na miejsce okazało się, że jednemu wypadł dysk, drugiemu też coś wypadło, trzeci uciekł, mąż niezdatny do wysiłku, czyli został 1 i ja siłaczka pan zielony
Doradcy sporządzili uprzęże i wraz z panem Tomkiem niczym konie pociągowe ruszyliśmy z przyczepą na plecach.
Oszczędzę Wam opisu moich myśli, bo podejrzewam, że internet by tego nie wytrzymał. Dociągnęliśmy ją do drogi (taki malutki szczegół: koła nienapompowywalne ). Potem Pan Mąż doczepił przyczepę do samochodu, przejechał jakieś 100m, wysiadł i z okrzykiem: No to dalej! zachęcił konie do dalszej walki, dobrze że bacika nie było. Para koni pociągowych dociągnęła przyczepę do połowy pierwszej działki i padli. Reszta towarzystwa zaczęła się sprzeczać, czy nie byłoby lepiej gdybyśmy przeciągnęli przyczepę w inne miejsce, bo to jakieś takie nie fortunne. Konie odmówiły współpracy i milcząco odeszły legnąć w trawę.
I w ten sposób, można by rzec, na własnych plecach przeniosłam budowlę, która stała się naszym działkowym domkiem.
Poszukam zdjęcia przyczepy, aby uwiecznić to wydarzenie


  PRZEJDŹ NA FORUM