Dzin dybry, choć może nie do końca... Zuziu, albo to pora taka, że coś nie rozumiem, albo te Wasze wywozy rzeczywiście skomplikowane. Aż wyjść z podziwu nie można. U nas mamy rozpiskę na pół roku i raz w miesiącu zabierają wszystko i po kłopocie. Tylko jeden dzień mam do zapamiętania.
Kurde, ja już żadnego psa nie chce mieć, no żadnego. Koty kocham jak członków rodziny. Ich charakter mi odpowiada bardziej niż mężusiowy. Ale pies ze swoim charakterem mnie ino wkurza. Jak ja nie cierpię, jak ktoś jest we mnie wpatrzony jak w obrazek. Jak ja nie cierpię, jak za mną łazi nawet do kibla. Jak ja nie cierpię, kiedy przez tyle lat nie umiem nauczyć go, gdzie jest jego miejsce, bez pchania się do domu na siłę, włażenia na kanapy, itd. I tego syfu, jaki robi pies wszędzie też nie cierpię. I tego notorycznego szczekania w kosmos też nie cierpię. A dziś to przeszła samą siebie. Przepraszam wszystkich wielbiących psią rasę. Psim zaklinaczem chyba jednak nie zostanę... (Chociaż taka wiązankę jej dziś puściłam, no zaklęłam siarczyście, ale to nie ta droga, wiem. ) No nie można mieć wszystkiego. Jakoś to jednak przeżyję.
Ommmmm... |