Rozmowy przy kawie (2) |
Aniu podziwiam i nie zazdroszczę "przygody". U nas to eM jest raczej tym, kto opanowuje sytuację, choć po tym, jak Julka rozcięła sobie głowę, ja też sporo się nauczyłam. Raz byliśmy świadkami wypadku na autostradzie - jakieś 300m przed nami babka uderzyła w boczną barierę, przekoziołkowała przez dwa pasy i zatrzymała się na barierze środkowej (mówiła, że ktoś zmieniając pas zajechał jej drogę i za mocno odbiła w prawo). Najsmutniejsze było to, że przy tłoku na drodze byliśmy pierwszymi, którzy się zatrzymali, a za nami pani z małym dzieciątkiem w aucie. Na szczęście pasażerom auta nic poważnego się chyba nie stało (choć w szoku i połamani ludzie chodzą). Pani z drugiego auta wezwała pogotowie, małż opatrzył kierowcę i wtedy zauważył na trawie pod barierą kask motorowy... Zapytał tych ludzi, czy w wypadku brał udział motocykl, ale patrzyli na niego jak na ufo, więc krzyknął do mnie, żebym szukała motocyklisty - nogi miałam jak z waty, a pikawa biła rekordy tętna. Na szczęście po chwili pani oprzytomniała i powiedziała, że wiozą rower wyczynowy z osprzętem, bo syn jeździ sportowo... To był chyba największy kamień, jaki mi do tej pory spadł z serca. Aniu, nie masz co sobie wyrzucać, że coś zrobiłaś nie tak, jak uczą - trzeba mieć naprawdę wrodzone predyspozycje, żeby w takiej sytuacji z marszu robić wszystko jak automat. Emocje były, są i będą, a żeby je opanować, trzeba je poddawać próbom (czego oczywiście Ci nie życzę). Liczy się to, że zareagowałaś, bo w dzisiejszej znieczulicy zazwyczaj ludzie patrzą na innych zgodnie z zasadą "tyle nas jest, na pewno ktoś inny pomoże"... Bea pokłony biję, nie wiem, czy bym się zdobyła... ![]() Małgosiu jak dla mnie, to Twojemu synowi powinno najbardziej zależeć. Jeśli oczekuje długiego życia ze swoją wybranką, to on powinien zadbać, żeby nie musiała ganiać po szpitalach i każdego dnia drżeć o to, czy prześwit w jego naczyniach krwionośnych pozwoli przeżyć jeszcze trochę. Przepraszam, może zbyt brutalnie i dosadnie, ale tak mi kiedyś powiedział małż (swego czasu przy 186cm wzrostu ważył 114kg, a ja ani razu nie zwróciłam mu na to uwagi), że to on jest głową rodziny i jego rolą jest zapewnić nam wspólne życie, a dobre zdrowie jest do tego kluczem. Fakt, że potrząsnął nim trochę zawał jego taty. Przeszedł na dietę (oczywiście pomagałam, gotowałam i wspólnie zmieniliśmy trochę zawartość lodówki) i po półtora roku ważył 86kg. Teraz już trochę więcej, ale zauważył to sam i jesienią wracamy w dietowe klimaty. Dziewczyna może pomóc, ale inicjatywa i motywacja musi wychodzić od Twojego syna. |