Fragment planety Ziemia
Pytanie "Jak ja w to wdepnęłam" nie jest mi obce....rozbrzmiewa powracającym echem w mojej głowie tak mniej więcej co miesiąc. Częściej, jeśli coś ekstra remontowo czy wydatkowo wyskoczy. A mimo to nie żałuję, że w to wdepnęłam - mimo że przeceniłam swoje mozliwości finansowe, operatywność małżonka i inne parametry, które należałoby wziąć pod uwagę, podejmując taką decyzję. Małżonka nie zmienię, bo tego lubię i już parę lat na wychowanie zmarnowałam, więc nadal mam nadzieję, że się zwróci to co zainwestowałam...zresztą trochę się zwraca, bo na razie, odpukać, wygląda na to, że w końcu dorósł. Mozliwości finansowe też raczej pozostaną niezmienne, aczkolwiek subiektywnie mogą ulec poprawie po spłaceniu długów. Zatem u Ciebie stan przewidywany jest lepszy, bo o ile małżonka też zapewne nie zmienisz (chyba, że na lepszy model wesoły) , to masz zamrożony chwilowo potencjał zarobkowo-remontowo-koordynacyjny we własnej osobie. No i nie ma się co oszukiwać, i Twój i mój małzonek z założenia pełnią funkcję dochodzącą, więc bardziej należy się skoncentrować na tym, żeby podczas krótkich pobytów w domu czegoś nie zepsuli, niż na nadziei, że może zrobią coś pożytecznego. No i należy monitorować stan konta (ich oczywiście), żeby przynosili stosowny dochód taki dziwny

Mając na myśli koniec problemów, miałam na myśli stan, w którym nie następuje żadna ciężka i droga awaria (odpadania płatów tynku z sufitu czy okresowego podciekania strychu nie liczę) i w którym można nieśmiało planować stopniowe remonty. Mnie osobiście życie odarło z marzeń o domu na wysoki połysk figurujacego w przewodnikach turystycznych, ale i dobrze, bo spokojniej się żyje mając marzenia drobniejsze i bardziej wykonalne (no dobra, jeszcze jedno niewykonalne mam: łazienkę aniołek).

A Ty masz dużo! Masz ładniejszy ogród ode mnie, nawet jak do końca życia całościowo go nie ogarniesz...i dom masz ładniejszy (nawet jeśli góra nieużytkowa) i psy masz ładniejsze...i męża pewnie też....i kiedyś - cierpliwie poczekam - jak już bedziesz mogła się napić, to się napijemy i Ci wygarnę, wszystko czego Ci zazdroszczę, żebyś poczuła się lepiej wesoły

Zatem głowa do góry, doły w dół...i jak już musisz, to lepiej się wściekaj, niż smutkuj, bo we wściekłości jest moc (vide "Mam tę moooooc" aniołek)


  PRZEJDŹ NA FORUM