Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Kochane, moje siedlisko bez Was to jakieś takie... Ale widzę, że się odnajdujemy i mam nadzieję, że c.d., który n. opisywać będę w komplecie wesoły
EwoEs jeśli dobrze pamiętam, to chyba tak, w tym roku sprawdzę, bo właśnie ta różowo-lila okazała wyrosła wesoły

Zgodnie z obietnicą, tym razem przypomnę dotychczasowe zmagania z terenem przed domem, który w przyszłości ma się stać repliką fragmentu ogrodu, jaki posiadał i uwieczniał na swych obrazach Bazyli Albiczuk, malarz samouk urodzony w Dąbrowicy Małej.

Przy okazji: w Pałacu Cieleśnica otwarto wystawę obrazów Pana Albiczuka i pamiątek po nim. Potrwa ona do 15 września.

Po przyjeździe w dniu zakupu siedliska ujrzeliśmy step,z pożółkłą listopadową trawą, samosiejki klonu jesionolistnego i innych oraz obraz tchnący zapachem zbutwienia, wilgoci, chłodu i zaniedbania. Przypomnę, że działka ma szerokość ponad 40 m, dom jest odsunięty od drogi, zatem obszar przedogródka od Bożenki do SN równa się mniej-więcej obszarowi całej naszej działki w Wawie...





Zimą 2011 wykonano roboty ziemne pod wodociąg i zbiornik na ścieki. Tym sposobem przewalono gruntownie część widocznego obszaru koparką, po czym zasypano dziury i względnie wyrównano. Zlikwidowano plotek sztachetowy i przekrzywione słupki wspierające dotychczasowe antyczne ogrodzenie sterczały jak krzywe zęby w zaniedbanej paszczęce tambylca.
Potem spadł śnieg...



Teren ten ma to do siebie, że ile by nie włożyć pracy w grabienie, wyrównywanie, usuwanie szczątków roślinnych różnego kalibru, zawsze wygląda jak pobojowisko, względnie jak bardzo nielubiany kawałek ogrodu.
W 2012 ograniczyliśmy się do wychlapania na ten obszar hektolitrów round-up'u w celu zniszczenia... w zasadzie wszystkiego bardzo szczęśliwy

Wiosną 2013 postanowiliśmy ruszyć z pracami i w tym celu najpierw W. wysłał jeszcze zimą umyślnego z wywrotką obornika (na coś te konie się przydały) w celu zasilenia ziemi, która straciła na żyzności z powodu wywleczenia koparką na powierzchnię piachu i żwiru, zalegającego kilka warstw niżej jako jakieś polodowcowe osady. Końska kupa została wywalona na poboczu drogi w formie wału przeciwpowodziowego, przeleżała tak dobre 3 miesiące i dopiero w wyniku mojego natrętnego jęczenia, że to raczej nie może tak leżeć zwężając pas ruchu (oczyma duszy widziałam pędzące samochody nadziewające się na tę czarna górę), wreszcie została rozprowadzona po terenie przez sąsiada, który również przeorał nam ten fragment narzędziem rolniczym za 150 zł i flaszkę żołądkowej gorzkiej. Inaczej do tej pory kopalibyśmy ten upiorny grunt.



Samosiejki w sporej ilości zostały wyrżnięte,przycięliśmy śliwę węgierkę a wzdłuż przyszłego płotu od strony ulicy zaczęliśmy powoli dosadzać krzewy ozdobne i użytkowe: jarzęby, świdośliwy, bzy czarne i purpurowe leszczyny.

W. jeździł na glebogryzarce długie godziny, a ja wyrównywałam wszystko grabiami wyciągając co większe kamienie, korzenie, stare trampki, sznurki, druty a nawet stare narzędzie pszczelarskie przypominające długi nóż o zaokrąglonym szczycie, służące do oddzielania plastrów od ramek.

Jako pierwsze rośliny posadzone tam w charakterze podwalin i pierwocin była brzoza Youngii.

Brzoza nam zdechła, jak podejrzewał W., od oparów round-up'u, które poszły rykoszetem przy pryskaniu odradzającego się perzu.

Pejzaż z glebogryzarką wesoły



Nie mając na razie możliwości przystąpienia do nasadzeń docelowych, ponieważ czeka nas budowa werandy, która mogłaby zdewastować to, co posadzimy, zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby nie dopuścić do rozwoju perzu na odzyskanym terenie.

W. uznał, że trzeba po prostu obsiać poletko czymś, co będzie stanowiło zielony nawóz, a na reszcie zrobić warzywnik .
Do obsiania gruntu użyliśmy gorczycy, która pięknie wzeszła i zakwitła, dając pożytek dla okolicznych pszczół. Część terenu daliśmy we władanie trawom ozdobnym wysianym z gotowej mieszanki. Warzywnik powstał na części nieco wzniesionej, od strony Bożenki. Resztę zrytej ziemi obsiałam cyniami i mieszankami kwiatów jednorocznych.

Kolorowo było, że hej bardzo szczęśliwy











Dobrnęłam tym sposobem do września ubiegłego roku.

Jesienią wszystko zrudziało, uschło i należało pomyśleć o jakichś porządkach
W. dosadził kolumnowy żywotnik, co miało odzwierciedlać to z obrazka:



Jak widać, W. generalnie starał się robić wszystko z obrazka wesoły



Gorczyca obsiała się samoistnie i utworzyła zielony dywanik, trawę ozdobną zachowaliśmy do spożycia dla ptactwa. Pozostałości po warzywniku, poza nadającymi się jeszcze do spożycia egzemplarzami, najzwyczajniej nie chciało nam się sprzątać bardzo szczęśliwy









W szale porządków rozpaliłam ognicho i wszelaki suchy badyl tudzież kawałki drewna na opał nie nadające się poszły z dymem



Na skraju pola gorczycy posadziliśmy kilka miskantów oraz cebule tulipanów i narcyzów. Poza tym liliowce, jałowce płożące, krwawniki i kilka innych bylin z myślą, ze może one w roku następnym dadzą wrażenie ucywilizowania.

Tak zakończyły się prace w roku ubiegłym. W oddzielnym poście wykonam suplement w postaci podsumowania roku bieżącego, gdzie spróbuję Was przekonać, że jest coraz lepiej, choć zdjęcia będą zdawać się przeczyć temu stwierdzeniu wesoły














  PRZEJDŹ NA FORUM