Wiejski eksperyment Pat - reaktywacja
ufff...odparowalam trochę...są ludzie, którzy nie powinni mieć dzieci, jeden z nich pisze te słowa diabeł Ja bardzo lubię widzieć roześmiane buzie swoich kózek, ale jak ciągnę z taborem złożonym z dwójki dzieci, wózka i rozlicznych toreb z piciem, pieluchami, jedzeniem, aparatem, kluczykami, dokumentami i zapasowych kluczy do czyjegoś mieszkania (nie wiem czyjego, były w torebce...), to identyfikuję się w pełni z romskimi kobietami żebrzącymi na rynku, tylko moim dzieciom nikt do kapelusików monet nie wrzuca. Wszystkie trzy spocone, dzieci w radosnym podnieceniu, co oznacza ze strony Flo miks pytań z czapy ("mamo, czym się różni pan żyrafa od pani żyrafy", a matka ma ochotę wywrzeszczeć na całą ulicę "siusiakiem! (ale we wersji często widzianej na miejskich murach)" lol, "Mamo, ale Sara nie ma czapki, a przecież wiesz, że małe dzieci muszą nosić czapki" (tak droga córko, widzę po tobie, że nienoszenie czapki najwyraźniej powoduje niezdrowe pobudzenie neuronów odpowiadających za przemądrzałość"), oraz natarczywe powtarzanie przez Sarę "mama, słoń, pić, jeść, iść, wózek" - to wszystko powoduje, że człowiek ma ochotę sprawdzić, czy wybieg dla niedźwiedzi jest nadal kiepsko zabezpieczony - dzieci mimo wszystko szkoda, ale samemu się tak rzucić i tak sobie klapnąć koło misia:



albo tak:



A potem i tak okazuje się, że człowiek na darmo podejmował mordercze wysiłki, bo co tam małpy, lwy i słonie, jak gwiazdą wyjścia była…wypróżniająca się koza! Taka zwykła, dwa domy od nas takie ktoś hoduje, można do us…ej (nomen omen) śmierci obserwować defekację, niemalże nie wychodząc z domu…





No i czołga się człowiek z całym tym majdanem do wyjścia z podśpiewującymi radośnie „kupa, kupa’ dzieciaczkami swoimi ukochanymi i ma już tylko nadzieję że jednak zrobił im przyjemność, że choćby i tę kupę sobie zapamiętają na starość, gdy przyjdzie im zareagować na zdemenciałe radosne wołanie matki „kupa, kupa”! bardzo szczęśliwy

A w ogrodzie susza….jak wrócę, to pewno wszystko w postaci saharyjskich sukulentów zastanę (szczególnie szybko wysychają niestety koryta), zatem nacieszmy się widokami sprzed wyjazdu, choć na zdjęciach utrwalonymi – taki ogród lubię najbardziej, wieczorny po upalnym dniu:







I kilka różyczek zbierających się do powtórki lub nieprzerwanej kontynuacji kwitnienia:

Rosanna


Strasznie wybujała, popatrzcie, gdzie ma najwyższe pąki:


Reine des Violettes powtarza:


Czerwone okrywowe i miniaturowe, kupiłam kilka różnych a są trudne do rozróżnienia…




Mrs John Laing, kapryśna, nie znosi deszczu, ale jak deszczu nie ma, to wymiata:



Róże od Kasi-robaczek, pierwsza prawdopodobnie jest Chopinem, drugiej muszę odkopać znacznik oczko





Miałam pokazać różnicę między groszkiem jednorocznym:


a trwałym – widać? oczko




A na koniec obiecana hortensja mojej mamy:






  PRZEJDŹ NA FORUM