Dwa w jednym, czyli miejska dżungla
Kochani, wątek może nowy (bo tu wszystko lśni nowością bardzo szczęśliwy), ale temat znany. Przedstawiam swój ogród w mieście stołecznym, który powstał na podstawie dawnego założenia, gdzie pozostały stare drzewa owocowe i nasadzenia z czasów, kiedy ja stawiałam pierwsze, dość chwiejne i niepewne kroki ogrodnicze. Pewnego dnia, po kolejnym remoncie starego domu postanowiłam ogarnąć konkretnie moje oszałamiające 600m2, które wówczas składały się z półpustyni kamienno-piaszczysto-cementowej oraz zarośli bujnie obrastających to, co ewentualnie jeszcze pozostało z ogrodu ozdobnego czy użytkowego.
W przedsięwzięciu przebudowy wspierał mnie czynnie mężczyzna zwany W., z którym pozostaję w związkuwesoły W. to leśnik z wykształcenia, powołania i zawodu, posiadający także doświadczenie w aranżacji zieleni. On to zainicjował pierwsze kroki, które obejmowały kolejno: wnoszenie ku niebu oczu i komentowanie moich poglądów na przyszły wygląd ogrodu, wydłubanie wszystkiego tego, co miało wrócić za jakiś czas w nowe miejsca oraz wszystkiego, co już nigdy więcej do ogrodu miało nie zawitać. Potem nastąpiło przygotowanie gleby czyli wywalenie kilku wywrotek kompostu oraz wieeeelu bel torfu różnego oraz przemieszanie tego towaru z ziemią rodzimą. Po uformowaniu rabat i wytyczeniu szlaków komunikacyjnych przystąpiliśmy do stopniowego obsadzania terenu roślinami. Koncepcja ogrodu wiejskiego nie przeszła (choć od kilku lat mogę ją realizować w innym zupełnie miejscu, ale o tem potem). Nie spodziewajcie się też ogrodu formalnego, bo to utopia przy moim nieokiełznanym chciejstwie posiadania roślin przeróżnych. Uzyskałam kompromis na rzecz trawników, które powstały, choć z zapowiedzią W. "że potem się je zaorze", co nie było tylko czczą pogróżką wesoły
Jak było na początku, zdjęcia pokażą, gdy opanuję technikę ich wstawiania oczko


  PRZEJDŹ NA FORUM